Lider lubelskiej Platformy Obywatelskiej, a jednocześnie szef sejmowej komisji "Przyjazne Państwo" poseł Janusz Palikot poszedł do lekarza.
– Zrobiłem wszystkie możliwe testy w szpitalu prywatnym, kosztowało mnie to 2800 złotych – dumnie ogłosił ekscentryczny polityk.
Bez względu na to, czy był to efekt samodzielnych przemyśleń, czy też skutek sugestii ze strony jego partyjnych kolegów, decyzję tę (mimo znacznych kosztów) trzeba ocenić pozytywnie. Poseł Palikot już od dłuższego czasu sprawiał wrażenie jakby badania lekarskie były mu bardzo potrzebne.
Po ostatnich wypowiedziach polityków PO widać jednak, że co najmniej tak samo potrzebne byłyby badania pozostałych liderów Platformy. Badania te musiałyby zostać przeprowadzone na… "wykrywaczu kłamstw". Jeśli rzeczywiście – jak sugerował minister Aleksander Grad – rządząca obecnie partia składała przed wyborami obietnice, których nie miała zamiaru wypełniać, to sprawa wymaga pilnego wyjaśnienia.
{sidebar id=2}
Wyborcy (a także Państwowa Komisja Wyborcza i sąd!) mają prawo wiedzieć, czy słynne "10 zobowiązań" pod którymi przed wyborami podpisywał się Donald Tusk, to efekt oszustwa polityków PO, czy też ich braku wiedzy na temat środków jakimi dysponuje polski rząd.
Być może w tej sprawie powinien wypowiedzieć się także Trybunał Konstytucyjny. Sytuacja byłaby najciekawsza, gdyby okazało się, że polskie prawo nie zezwala na oszustwa nawet w okresie kampanii wyborczej…
{sidebar id=4}
Czy parlamentarzyści, którzy uzyskaliby swoje mandaty na skutek przestępstwa, mogliby utracić miejsca w parlamencie? Na razie kluczowe dla sprawy wydają się wyniki ewentualnych badań polityków Platformy przeprowadzonych na "wykrywaczu kłamstw". Te wyniki powinny mieć dla wyborców znacznie większe znaczenie niż wyniki testów zdrowotnych posła Palikota.
Piotr Tomczyk