O nagości króla, Konstytucji, wolnym rynku oraz o innych sprawach i sprawkach naszych czasów.
„Król jest nagi”
Ostatni „szczyt” Unii Europejskiej zapisał się w naszej pamięci nie dlatego, że zapadły tam przełomowe decyzje. Zostanie w naszej pamięci, bo obnażył tragicznie niski, pod każdym względem, poziom premiera Tuska i jego „świty” w walce przeciwko Prezydentowi. Słyszeliśmy na początku: nie będzie miejsca dla prezydenta, drugi pilot zachorował, trzeci jest na szkoleniu, nie będzie samolotu. A potem: na prywatne wyjazdy prezydenta nie ma żadnego samolotu, samolot będzie (to było wieczorem), samolotu nie będzie (to było nazajutrz rano) itd., itd. Nie będę wyliczał wszystkich kłamliwych wypowiedzi. Widzieliśmy też sromotną przegraną premiera Tuska i jego „świty” w Brukseli.
Mówi się, że Prezydent RP nie ma w Polsce wielu uprawnień. Ale, np. królowa angielska nie ma żadnych uprawnień politycznych i nie obejmuje stanowiska w wyniku wyborów powszechnych tylko z urodzenia. Jednak, czy można sobie wyobrazić, żeby premier lub ktokolwiek z rządu Wielkiej Brytanii odmówił jej wyjazdu i samolotu? Jest coś, co się nazywa kulturą polityczną, jest coś, co się nazywa dobrym obyczajem, jest wreszcie coś, co się nazywa wychowaniem. Tego wszystkiego brakuje premierowi Tuskowi i całej jego „świcie”.
*****
Niejasna Konstytucja?
Konstytucja ustala, że „Prezydent Rzeczypospolitej w zakresie polityki zagranicznej współdziała z Prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem” (Art133, ust.3). Żeby w jakiejkolwiek sprawie współdziałać trzeba mieć o niej informację. Kto zatem gwałci Konstytucję? Czy Prezydent, który informacji od Premiera i Rządu nie otrzymuje, choć o nią prosi? Czy Premier i Rząd, który współdziałanie uniemożliwia nie przekazując informacji Prezydentowi a także urzędnik, podwładny Premiera, który wręcz informacji Prezydentowi odmawia? Konstytucja mówi jasno, że Prezydent „współdziała”, nie mówi, że „wykonuje polecenia”, choć tego by chciał Premier, Rząd i PO. I co tu jest niejasne?
*****
Kiedy „jednym głosem”, a kiedy nie – według „elit Kalego”?
Konstytucja stanowi w artykule 146 ust.1, że: „1) Rada Ministrów prowadzi politykę wewnętrzną i zagraniczną Rzeczypospolitej Polskiej.(…)”. Premier Tusk żąda więc od Prezydenta, aby nie wyrażał innego niż on i Rząd poglądu, bo psuje to wizerunek Polski i osłabia działania Rządu. „Polska musi mówić jednym głosem” – powtarza. Ale ta sama Konstytucja stanowi w artykule 133 ust.1, że: „Prezydent Rzeczypospolitej jako reprezentant państwa w stosunkach zewnętrznych: 1) ratyfikuje i wypowiada umowy międzynarodowe, o czym zawiadamia Sejm i Senat,(…)”. Premier Tusk nie bacząc na to, czego się domaga od Prezydenta, głosi i w kraju i za granicą swoje, odmienne od Prezydenta, poglądy na temat ratyfikacji traktatu z Lizbony. A przecież w ten sposób psuje wizerunek Polski i osłabia działania Prezydenta. Jeśli przyjmujemy, że to Rząd prowadzi politykę zagraniczną i nie można jego działań osłabiać, musimy przyjąć także, że to Prezydent ratyfikuje traktat i też nie można jego działań osłabiać. Co musi się stać, aby „elity Kalego” uznały za wartość nadrzędną interes Polski, a nie swój?
*****
Ustawa kompetencyjna
Wielkim wysiłkiem doprowadził Prezydent Kaczyński do przedłużenia do roku 2017 możliwość korzystania w UE z prawa weta. Zgodnie z umową z Premierem Tuskiem uzależnił podpisanie traktatu lizbońskiego od przyjęcia ustawy kompetencyjnej, która określałaby wzajemny zakres uprawnień rządu i Prezydenta, żeby zapewnić utrzymanie uzyskanych wówczas, korzystnych dla Polski zapisów, nawet gdyby rząd od nich chciał odstąpić. Ustawę taką miał przygotować rząd blisko pół roku temu. I cisza. Dlaczego rząd odwleka opracowanie tej ustawy, na którą Premier Tusk się zgodził? W czyim interesie? Na pewno nie w interesie Polski. Paradoksalnie – Premier straszy teraz w UE postawieniem weta, a kiedy o przedłużenie prawa weta walczył Prezydent, Premier twierdził, że to niepotrzebne i szkodliwe. A, poza tym, przecież już dawno można było sprecyzować w ustawie uprawnienia Prezydenta i uprawnienia Rządu, jeśli komuś wydają się mało precyzyjne.
*****
Dokument pierwszej potrzeby
Rządowi trzeba pogratulować szybkości działania. Tuż po zakończeniu szczytu UE w Brukseli ogłoszono w telewizji pierwszy dokument. Czy było to podsumowanie wyników? A może lista podjętych ustaleń? Nie! Ten dokument informował opinię publiczną, ile to razy Premier i ministrowie spotykali się w czasie szczytu z różnymi przedstawicielami krajów UE i ile razy zabierali głos – w odróżnieniu od Prezydenta, który nie zrobił tego ani razu (co zresztą nie jest prawdą). Mówi się, że dniem straconym jest dzień, w którym pracownik nie „podliże się” szefowi. Dla Tuska i PO dniem straconym jest dzień, w którym nie „pognębi się” Prezydenta. Takie to życie pełne zapowiadanej „miłości”, „zaufania” i „spokoju”.
*****
„Filozofia” min. Kopacz
Zachęcając do swojej reformy służby zdrowia pani min. Kopacz powiedziała, że w obecnej sytuacji zmiany są konieczne – lepsze jest podjęcie błędnej decyzji niż żadnej. Przypomina to sportowca, który długo już stoi na trampolinie, aż wreszcie postanawia – dłużej już nie wytrzymam, skaczę, czy w basenie jest już woda, czy jeszcze jej nie napuścili. Czy nie lepszy jednak byłby brak decyzji?
*****
Wolny rynek czy monopol?
Przymusowa komercjalizacja szpitali – prowadząca do prywatyzacji – w sposób oczywisty likwiduje wolny rynek. Bo przecież wolny rynek to dopuszczenie konkurencyjnego
działania rozmaitych podmiotów – i prywatnych i państwowych i innych. Jeśli przymusowe upaństwowienie jest zaprzeczeniem wolnego rynku, to jest nim także przymusowa komercjalizacja. Niech osoby prywatne budują szpitale, niech leczą, nikt im tego już od dawna nie broni – tylko dlaczego zabraniać tego państwu?
działania rozmaitych podmiotów – i prywatnych i państwowych i innych. Jeśli przymusowe upaństwowienie jest zaprzeczeniem wolnego rynku, to jest nim także przymusowa komercjalizacja. Niech osoby prywatne budują szpitale, niech leczą, nikt im tego już od dawna nie broni – tylko dlaczego zabraniać tego państwu?
*****
Maciej K. Sokołowski