„Dziennik” zrobił rzecz bezprecedensową, ujawniając tożsamość Kataryny. Piszę „ujawniając”, ponieważ dane, jakie znalazły się w tekście na Dziennik.pl (a pewnie i w jego papierowym wydaniu), umożliwiają zorientowanym ustalenie, o kogo chodzi, bez większego trudu. (…)
W całej sprawie ogromne wątpliwości budzą okoliczności, w jakich „Dziennik” publikuje swoje ustalenia oraz sposób, w jaki to robi.W tekście pojawiają się sformułowania kompletnie idiotyczne, jak choćby to, że Kataryna zaczęła „panicznie unikać telefonów”. Ciekawe, na czym polega paniczne unikanie telefonów w odróżnieniu od spokojnego ich unikania. Ale o to trzeba by już spytać autorów tekstu. Podobnie jak o to, skąd wiedzą, że Kataryna przerwała połączenie telefoniczne „wystraszona”. Mieli podgląd na jej pokój? To takie upiększenia w stylu charakterystycznym dla „Gazety Wyborczej”, tyle że wplecione w tekst w znacznie prymitywniejszy sposób.
Znacznie poważniejsza jest sama istota artykułu. Na wstępie czytamy, że „Dziennik” mocno zapewniał Katarynę, że bez jej zgody nie ujawni jej tożsamości, po czym następuje opis, z którego - jako się rzekło - każda w miarę zorientowana osoba może bez trudu wysnuć, kim Kataryna jest. Jeśli tak ma wyglądać dotrzymywanie obietnicy, to wypada gorąco kolegom z „Dziennika” pogratulować słowności.
Dalej mamy wątek zemsty.Inaczej ująć tego nie sposób. To zemsta za krytykę Kataryny pod adresem dziennikarzy, a pewnie „Dziennika” w szczególności. Skoro ty w nas tyle razy waliłaś, to my ci teraz zrobimy kuku.
Nie będę pisał o innych hipotezach, które pojawiły się już w Salonie24 - o łączeniu artykułu ze sprawą Czumów albo o tym, czy sprawa wyszła od służb (te akurat nie miałyby problemu ze zidentyfikowaniem anonimowej blogerki), bo w tej sprawie nie mam żadnej wiedzy ani tym bardziej dowodów. Dość, że przy wszystkich moich zastrzeżeniach wobec wirtualnej rzeczywistości i panujących w niej zasad, wybitnie nie podoba mi się, co zrobił „Dziennik”.Chciałbym, żeby tu, w Salonie24, było jasne, że działania jego redakcji idą wyłącznie na jej rachunek i że ocenianie ich w kategoriach odpowiedzialności zbiorowej wszystkich lub większości środowiska dziennikarskiego byłoby wybitnie nie fair. (Łukasz Warzecha)
Zlecenie Czumów wykonane. Czaruś Michalski może spać spokojnie. Kiedy już doprowadzi ?Dziennik? do ostatecznego bankructwa, Salon o nim nie zapomni i zapewni ciepłą posadkę. Tak jak to było z Wołkiem.
tuskwatch.pl/RZ