Niedawne informacje o niezbyt czystych układach na styku polityki, biznesu i Ochotniczej Straży Pożarnej dodały polskiej polityce barw.
Słowem, klasyka polskiej hakologii podejrzewanej. Za całym tym zamieszaniem dostrzec można jednak poważne zjawisko. Od dłuższego czasu między PO a PSL jest coraz większe napięcie i coraz mniej zaufania.
Wygrana kandydata ludowców z kandydatem Platformy w wyborach prezydenta Olsztyna i fakt, że kandydata PSL poparło PiS, na pewno zaogniły ten konflikt. Wiele wskazuje na to, iż niedawne spotkanie liderów koalicji uświadomiło Platformie, że nadszedł czas, aby Pawlakowi ?przytrzeć różki?. Z kolei Waldemar Pawlak musiał przypomnieć sobie, w jaki sposób w poprzedniej kadencji Jarosław Kaczyński traktował Andrzeja Leppera i jak to się dla Samoobrony skończyło.
W sejmowych kuluarach mówi się, że w tej wewnątrzkoalicyjnej wojence kolejny ruch zrobi PO. Aby poskromić ludowców, zagrozi, że zamieni ich w rządowej koalicji na postkomunistów lub że przy wsparciu SLD powoła tzw. rząd techniczny.
Trudno ocenić, co w tej nawale plotek i pogłosek jest prawdą. Widać jednak, że w lękach PSL jak w lustrze odbija się wizerunek Platformy. Partii posądzanej o zamiłowanie do brutalności w stosunku do słabszych rywali. Niemającej obiekcji do podejmowania negocjacji z postkomunistami. Ugrupowania skutecznego, ale też cynicznego aż do bólu.
Czy za fasadą koalicji miłości PO ? PSL może naprawdę dojrzewać jakieś nowe rozdanie polityczne? Doświadczenie mówi, że kryzys koalicyjny zawsze zaczyna się od tego, że jeden z partnerów chce drugiego tylko zmiękczyć, skłonić do uległości. Tyle że często brutalna rozgrywka wymyka się spod kontroli, niespodziewanie uruchamia mechanizmy, jakich gracze się nie spodziewają. (Piotr Semka)
za;Tuskwatch.pl