Drogi kredyt, spadek eksportu prowadzą do ograniczenia inwestycji i produkcji. Czyli do znaczącego osłabienia wzrostu gospodarczego.
GUS podał podstawowe dane makroekonomiczne za marzec 2008 r. Inflacja konsumencka – ceny towarów i usług konsumpcyjnych – wzrosła nieco mniej niż prognozowano. W ujęciu rocznym (marzec do marca 2007) zwiększyła się o 4,1 proc. W porównaniu do lutego br zaś – o 0,4 proc. Największy wzrost cen nastąpił w kategorii „paliwa do prywatnych środków transportu”, aż o 10,1 proc. rok do roku oraz w kategoriach „nośniki energii i koszty mieszkaniowe” – o 7,7 proc. w stosunku do marca 2007r .
W relacji marca do lutego 2008 r. najbardziej zdrożała żywność. W tym drób – o 2,6 proc, oleje roślinne – o 2,6 proc. owoce – o 2,5 proc. warzywa – o 1,6 proc. Droższy był w marcu transport, o 0,8 proc. Za usługi transportowe płaciliśmy ogółem o 07 proc. więcej, w tym najdroższy był transport kolejowy (podwyżka o 2,2 proc.). Za usługi internetowe płaciliśmy więcej o 0,2 proc. niż w lutym. Niższe były jedynie ceny sprzętu telekomunikacyjnego. Żadne zwyżki cen nie są pożądane, jednak informacja GUS jest bardziej pozytywna niż większość prognoz ekonomistów. Jednak nie ustaje presja na dalsze zacieśnianie polityki pieniężnej przez Radę Polityki Pieniężnej, czyli na kolejną podwyżkę stóp procentowych w końcu kwietnia br.
Jeden z jej członków, Irena Wasilewska-Trenkner niedawno stwierdziła, że taka podwyżka jest konieczna, gdyż w kraju nadal mamy duży wzrost wynagrodzeń i nacisk inflacyjny jest spowodowany zbyt dużym popytem na krajowym rynku konsumenckim. Rzeczywiście -–w marcu GUS odnotował wzrost wynagrodzeń w ujęciu rocznym o 10,2 proc. Jednak ten wzrost jest spowodowany otwarciem zachodnioeuropejskich rynków pracy dla polskich pracowników i bardzo konkurencyjnymi płacami na tych rynkach.
W dalszym ciągu polskim pracowników bardzo opłaca się pracować w najbogatszych krajach Unii Europejskiej. Jeśli krajowy (nie tylko polski) pracodawca chce mieć pracowników – musi im lepiej płacić. {sidebar id=2}
Nacisk na dalsze podnoszenie stóp procentowych – do 6 proc. w kwietniu lub w maju – jest spowodowany nie tylko groźbą dalszego wzrostu inflacji. Wzrost stóp procentowych to podrożenie kredytu i dalszy wzrost siły złotego. Na droższym kredycie zyskają banki, stracą kredytobiorcy. Bez względu na to, czy zaciągnęli kredyt konsumpcyjny, hipoteczny czy inwestycyjny. Dalsza aprecjacja złotego to uderzenie w polski eksport. Zwłaszcza dolegliwy dla mniejszych firm z kapitałem krajowym. Także dla firm Polonii w USA i w innych krajach. Wobec coraz słabszego dolara i coraz mocniejszego złotego towar importowany z Polski staje się nieopłacalny. Należy się więc obawiać, że schematyczne stosowanie podwyżek stóp procentowych przez RPP będzie mieć fatalne skutki dla polskiej gospodarki realnej. Drogi kredyt, spadek eksportu prowadzą do ograniczenia inwestycji i produkcji. Czyli do znaczącego osłabienia wzrostu gospodarczego.
Jednak nie można nie widzieć pewnych korzyści, jakie mocny złoty przynosi polskim konsumentom przy obecnym globalnym spadku koniunktury. Zwracam uwagę na najważniejsze fakty. Przy słabnącym dolarze mocny złoty rekompensuje w dużej części drastyczne podwyżki światowych cen paliw. Cena ropy za baryłkę przekracza wciąż 100 dolarów! Gdyby nie ten mocny złoty – wzrost cen paliw w Polsce byłby o wiele wyższy. Złoty jest mocny także wobec euro i brytyjskiego funta, co w naturalny sposób osłabia zbyt silną emigrację zarobkową. Aprecjacja waluty narodowej chroni też nasz rynek przed niektórymi praktykami nieuczciwej konkurencji. No, a drogi kredyt? Dla tych, co muszą spłacać większe raty to poważne obciążenie. Ale tych, którzy zbyt łatwo sięgają po ten rodzaj zasilania swoich kieszeni, chroni przed tym, co spotkało licznych kredytobiorców w USA. Po prostu nie zaciągną tych kredytów.
Teresa Wójcik