Nie prokuratura powszechna, ale pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej będzie prowadzić śledztwo w sprawie zaginionych w latach 1992-94 dokumentów na temat m.in. rzekomej współpracy Lecha Wałęsy z SB – ustaliła PAP.
„Prokurator Generalny podjął decyzję o przekazaniu sprawy pionowi śledczemu IPN jako właściwemu do prowadzenia postępowania w sprawie dokumentów wytworzonych przez organa bezpieczeństwa PRL” – powiedział we wtorek Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Od września 2008 r. prowadziła ona śledztwo w sprawie „ukrycia lub zniszczenia w nieustalonym czasie, nie wcześniej niż we wrześniu 1992 r., dokumentów w postaci kilkudziesięciu kart aktspraw operacyjnych i mikrofilmów wytworzonych przez SB oraz notatek funkcjonariuszy Urzędu Ochrony Państwa, a pozostających w latach 1992-94 w zasobie archiwalnym UOP, po ich uprzednim wydaniu przez kierownictwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i UOP w okresie od sierpnia 1992 r. do kwietnia 1994 r.”. Prokuratura nie precyzowała, kto miał ukryć bądź zniszczyć akta i komu je wydano. Podstawą jej śledztwa był artykuł Kodeksu karnego przewidujący grzywnę, ograniczenie wolności albo do dwóch lat więzienia dla tego, kto „niszczy, uszkadza, czyni bezużytecznym, ukrywa lub usuwa dokument, którym nie ma prawa wyłącznie rozporządzać”.
Zgodnie zaś z zapisami karnymi ustawy o IPN, kto dokumenty podlegające przekazaniu do IPN niszczy, ukrywa, uszkadza, usuwa lub zmienia, w inny sposób udaremnia lub znacznie utrudnia uprawnionej osobie lub instytucji zapoznanie się z nimi, podlega karze od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Tej samej karze podlega ten, kto posiadając dokumenty podlegające przekazaniu do IPN,uchyla się od ich przekazania, utrudnia to lub udaremnia. Śledztwo wszczęto po zawiadomieniu osób prywatnych (złożyli je m.in. współzałożyciel WZZ Krzysztof Wyszkowski i stoczniowiec Henryk Jagielski) i po analizie innego śledztwa w tej sprawie, które umorzono w 1999 r.
Akta z UOP nt. Wałęsy trafiły w 1992 r. do Kancelarii Prezydenta RP mocą decyzji ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego. Oryginały akt przekazano bez pośrednictwa tajnych kancelarii. Wróciły one do UOP zdekompletowane. Wszczęto śledztwo w tej sprawie, a kolejne ekipy UOP bezskutecznie żądały od Wałęsy zwrotu akt. Warszawska prokuratura, która początkowo postawiłaMilczanowskiemu i szefom UOP Jerzemu Koniecznemu i Gromosławowi Czempińskiemu zarzut utraty tajnych akt, w 1999 r. umorzyła śledztwo, uznając, że według nowego Kodeksu karnego nieumyślnautrata tajnych dokumentów nie jest przestępstwem. Nieznane szczegóły całej sprawy opisali Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk w wydanej w czerwcu 2008 r. przez IPN książce „SBa Lech Wałęsa”. Według nich, niezwrócone przez Wałęsę akta miały potwierdzać, że był on agentem SB o kryptonimie „Bolek”. Były wśród nich też mikrofilmy znalezione w 1993 r. przez UOP u b.esbeka z Gdańska, a dotyczące m.in. Wałęsy, Lecha Kaczyńskiego, Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza i Bogdana Lisa. Wałęsa potwierdzał, że wypożyczał archiwalne dokumenty na swójtemat, zaprzeczał jednak, by miał coś z nich usunąć. „Ja nie zniszczyłem żadnego dokumentu. Natomiast mogą być problemy, bo odpowiedzialny za całą tę sprawę był mój minister AndrzejZakrzewski, a on jest świętej pamięci. Zapraszam – mogą przyjść do mnie do domu, z policją włącznie, nie będę robił rozróby. Nie mam żadnych dokumentów tajnych w domu” – mówił Wałęsa po wydaniuksiążki. IPN (który przechowuje wszelkie akta SB) podawał wtedy, że nie rozważa zwrócenia się do Wałęsy o zwrot akt.
We wtorek IPN nie odniósł się do informacji o przekazaniu mu śledztwa.(PAP) JMJ