24 marca 2006 r. odbyło się w Sejmie głosowanie nad przyjęciem projektu uchwały w sprawie powołania tzw. komisji bankowej. Miała ona na celu zbadanie rozstrzygnięć dotyczących przekształceń kapitałowych i własnościowych w sektorze bankowym oraz działań organów nadzoru bankowego w okresie od 4 czerwca 1989 r. do 19 marca 2006 r. Za przyjęciem wniosku głosowała koalicja PiS, Samoobrona, LPR oraz PSL i dwaj posłowie niezrzeszeni. Najwięcej głosów przeciw oddała Platforma Obywatelska ? 118 głosów (wszyscy posłowie PO obecni na sali, pełna dyscyplina partyjna), głosując ramię w ramię z SLD (47 głosów).
12 maja 2006 r. Sejm wybrał skład komisji bankowej, do której weszło trzech przedstawicieli PiS, dwóch PSL, a pojedyncze miejsca wzięły LPR, SLD i Prawica Rzeczypospolitej. Samoobrona, mimo iż była w koalicji, nie miała swych przedstawicieli, a Platforma, mimo iż była w ogóle przeciw powołaniu tej komisji, jako największa partia opozycyjna dostała dwa miejsca.
Choć propozycji budzących wątpliwości głośnych prywatyzacji do zbadania było aż nadto, podniesiono argument, że komisja bankowa powinna najlepiej zająć się jakąś jedną konkretną sprawą. Jakże to tak, aby w ?państwie prawa? powoływać komisję szukającą przekrętów w bankowości na przestrzeni kilkunastu lat!? Protestowała Platforma (pokrzywdzona – a jakże! – za małą liczbą przedstawicieli w komisji), biła na alarm ?Gazeta Wyborcza?, niepokoił się Balcerowicz i inni odpowiedzialni za stan polskiej bankowości, niemal w całości sprzedanej kapitałowi zagranicznemu, bez szerszej dyskusji, dlaczego tak się stało i co z tego mają Polacy. Zdaniem przeciwników jej powołania, komisja bankowa nie powinna w ogóle zajmować się szeroko tematem, a w przeciwnym razie należy jej ukręcić łeb. I tak też się stało.
Dwaj posłowie PO ? Aleksander Grad (obecny minister skarbu, odpowiedzialny za sprzedaż stoczni) i Cezary Grabarczyk (dziś minister infrastruktury) złożyli wniosek do Trybunału Konstytucyjnego kwestionujący tak szeroki zakres prac komisji bankowej. Przychylił się do złożonej skargi Trybunał Konstytucyjny, który już po czterech miesiącach od powołania składu osobowego komisji wydał wyrok, w rezultacie którego od września 2006 r. miała ona związane ręce. Patrząc dziś na uchwały tej komisji, można odnieść wrażenie, że prawie niczego nie zbadała i praktycznie niczego nie ustaliła.
Impulsem do powstania komisji bankowej nie był jednak wybuch jakiejś nowej afery, a jej powstanie nie zostało wymuszone na rządzących przez opinię publiczną, tak jak w przypadku powołania komisji hazardowej, na którą początkowo Platforma nie chciała się zgodzić. Co innego jest teraz ? tylko jakoś podejście PO do komisji śledczych się zmieniło. Co robią dziś ludzie, którzy najgłośniej krzyczeli, że komisję bankową trzeba zlikwidować, a już na pewno ograniczyć jej funkcje i zakres prac, aby w ogóle była to komisja śledcza? Ano sterują komisją, która jakoby ma zająć się tematem bardziej kompleksowo!
Przed komisją udającą komisję śledczą ? zgodnie z ich tokiem rozumowania sprzed kilku lat ? toczą się jakieś przesłuchania, dotyczące różnych ustaw hazardowych na przestrzeni lat 2002 – 2009. Komisję musieli opuścić (przywróceni później przez Sejm) jedyni obecni w niej prawnicy ? posłowie Zbigniew Wassermann i Beata Kempa ? pod pretekstem, że opiniowali niektóre ustawy (choć nie te, od których zaczęła się afera) i muszą wystąpić w charakterze świadków.
Poseł Wassermann, występując w charakterze świadka, pouczał członków komisji o procedurze przesłuchania. Podczas transmisji telewizyjnych z tych przesłuchań rzeczywiście widać było brak fachowości członków komisji, wręcz trudności z zadawaniem prostych pytań. Doszło nawet do tego, że w trakcie przedłużonego do 7 godzin przesłuchania Wassermann musiał często mówić o rzeczach, które już są w aktach, tylko nie zostały przez ?śledczych? przeczytane, a jako były członek komisji wskazywał im nawet, gdzie to można doczytać! Posłanka Kempa, która specjalnie przyjechała wtedy do Sejmu na wyznaczony wcześniej termin, musiała czekać bezskutecznie na swoją kolej – i w nagrodę za cierpliwość wyznaczono inny termin przesłuchania, które odbyło się 5 stycznia?
Widać wyraźnie, że Platforma w swym panicznym strachu po wybuchu afery hazardowej robi wszystko, aby prace komisji nie skupiły się na tym właśnie temacie, licząc na naszą krótką pamięć i pobłażliwość dla ?rządów miłości? Donalda Tuska, w których Rycho, Zbycho, Grzesiek i Miro mogliby czuć się bezpiecznie, a komisja udająca komisję śledczą ? także w dosłownym znaczeniu ? możliwie szybko zakończyłaby swe prace.
Krzysztof Kowalczyk
Niezalezna.pl
12 maja 2006 r. Sejm wybrał skład komisji bankowej, do której weszło trzech przedstawicieli PiS, dwóch PSL, a pojedyncze miejsca wzięły LPR, SLD i Prawica Rzeczypospolitej. Samoobrona, mimo iż była w koalicji, nie miała swych przedstawicieli, a Platforma, mimo iż była w ogóle przeciw powołaniu tej komisji, jako największa partia opozycyjna dostała dwa miejsca.
Choć propozycji budzących wątpliwości głośnych prywatyzacji do zbadania było aż nadto, podniesiono argument, że komisja bankowa powinna najlepiej zająć się jakąś jedną konkretną sprawą. Jakże to tak, aby w ?państwie prawa? powoływać komisję szukającą przekrętów w bankowości na przestrzeni kilkunastu lat!? Protestowała Platforma (pokrzywdzona – a jakże! – za małą liczbą przedstawicieli w komisji), biła na alarm ?Gazeta Wyborcza?, niepokoił się Balcerowicz i inni odpowiedzialni za stan polskiej bankowości, niemal w całości sprzedanej kapitałowi zagranicznemu, bez szerszej dyskusji, dlaczego tak się stało i co z tego mają Polacy. Zdaniem przeciwników jej powołania, komisja bankowa nie powinna w ogóle zajmować się szeroko tematem, a w przeciwnym razie należy jej ukręcić łeb. I tak też się stało.
Dwaj posłowie PO ? Aleksander Grad (obecny minister skarbu, odpowiedzialny za sprzedaż stoczni) i Cezary Grabarczyk (dziś minister infrastruktury) złożyli wniosek do Trybunału Konstytucyjnego kwestionujący tak szeroki zakres prac komisji bankowej. Przychylił się do złożonej skargi Trybunał Konstytucyjny, który już po czterech m
iesiącach od powołania składu osobowego komisji wydał wyrok, w rezultacie którego od września 2006 r. miała ona związane ręce. Patrząc dziś na uchwały tej komisji, można odnieść wrażenie, że prawie niczego nie zbadała i praktycznie niczego nie ustaliła.
Impulsem do powstania komisji bankowej nie był jednak wybuch jakiejś nowej afery, a jej powstanie nie zostało wymuszone na rządzących przez opinię publiczną, tak jak w przypadku powołania komisji hazardowej, na którą początkowo Platforma nie chciała się zgodzić. Co innego jest teraz ? tylko jakoś podejście PO do komisji śledczych się zmieniło. Co robią dziś ludzie, którzy najgłośniej krzyczeli, że komisję bankową trzeba zlikwidować, a już na pewno ograniczyć jej funkcje i zakres prac, aby w ogóle była to komisja śledcza? Ano sterują komisją, która jakoby ma zająć się tematem bardziej kompleksowo!
Przed komisją udającą komisję śledczą ? zgodnie z ich tokiem rozumowania sprzed kilku lat ? toczą się jakieś przesłuchania, dotyczące różnych ustaw hazardowych na przestrzeni lat 2002 – 2009. Komisję musieli opuścić (przywróceni później przez Sejm) jedyni obecni w niej prawnicy ? posłowie Zbigniew Wassermann i Beata Kempa ? pod pretekstem, że opiniowali niektóre ustawy (choć nie te, od których zaczęła się afera) i muszą wystąpić w charakterze świadków.
Widać wyraźnie, że Platforma w swym panicznym strachu po wybuchu afery hazardowej robi wszystko, aby prace komisji nie skupiły się na tym właśnie temacie, licząc na naszą krótką pamięć i pobłażliwość dla ?rządów miłości? Donalda Tuska, w których Rycho, Zbycho, Grzesiek i Miro mogliby czuć się bezpiecznie, a komisja udająca komisję śledczą ? także w dosłownym znaczeniu ? możliwie szybko zakończyłaby swe prace.
Krzysztof Kowalczyk
Niezalezna.pl/RZ