Tajemnica handlowa rzecz ważna. Ale opinia publiczna ma święte prawo do rzetelnej informacji, zwłaszcza że chodzi o istotny interes gospodarczy, a los stoczni w Gdyni i w Szczecinie jest nim niewątpliwie. Szczególnie jeśli nie wiadomo, kto kryje się za firmami, które mają przejąć stocznie.
Los stoczni w Szczecinie i Gdyni jest coraz bardziej niepewny, a transakcja sprzedaży ich aktywów mętna. Minister skarbu upiera się, że stocznie uratowano dzięki sprzedaży. Ale to coraz bardziej wątpliwe ? nie wiadomo, kto kupił stocznie i czy naprawdę transakcja się odbyła. Choć gdy sprawdziliśmy, okazało się, że Polska Agencja Rozwoju Przemysłu otrzymała wadium ? 8 mln euro przekazane pośrednio jako należność od Stichting Particulier Fonds Greenrights (SPF Greenrights).
Wadium wystarczy?
To całkiem satysfakcjonuje premiera Donalda Tuska, który wprawdzie zagroził odwołaniem ministra skarbu Aleksandra Grada, jeśli do końca sierpnia obie stocznie nie będą sprywatyzowane, ale w tej samej wypowiedzi oświadczył, że ?nie musimy sprzedawać stoczni Arabom?. Jakim jednak Arabom, gdy katarski Qinvest głośno zaprzecza, że kupił polskie stocznie, a SPF Greenrights skorzystał z jego usług tylko jako bankowego pośrednika w płaceniu? Może premier wie, że za SPF Greenrights stoją jacyś inni Arabowie?
Przetarg na stocznie w Szczecinie i Gdyni wygrał tajemniczy fundusz zarejestrowany w Curacao (Antyle Holenderskie): Stichting Particulier Fonds Greenrights. Brytyjski Lloyd na swoich stronach internetowych informuje, że ten enigmatyczny fundusz: ?powstał jedynie dla sfinalizowania zakupu aktywów dwóch polskich stoczni. Jest on typowym wehikułem koniecznym dla przeprowadzenia całej transakcji?. I dla powołania w Polsce spółki Polskie Stocznie SA zarejestrowanej po dokonaniu transakcji w warszawskim sądzie. Z wpisu rejestrowego wynika, że SPF Greenrights jest jedynym akcjonariuszem tej spółki.
Nowy rodzaj instytucji z Antyli
Greenrights to jeden z licznych SPF. Stichting particulier fonds (SPF) to nie jest nazwa własna firmy, lecz określenie nowego rodzaju finansowej struktury korporacyjnej powstałej kilkanaście lat temu na Antylach Holenderskich. Jest odpowiednikiem inwestycyjnych funduszy powierniczych. Oparta na przepisach holenderskiego prawa handlowego, wymaga jedynie symbolicznego wpisu w lokalnej Izbie Handlowej (na Antylach), uniemożliwiającego kontrolę np. pochodzenia kapitału funduszu i osób założycieli. Jest szczególnie dogodna do przeprowadzenia trudnych i skomplikowanych operacji
wymagających dyskrecji, a nawet anonimowości. SPF są ostatnio często powoływane przez niewiadomego pochodzenia założycieli z Dalekiego Wschodu i wykorzystywane do zagadkowych transakcji finansowych na wielką skalę.
Tajemnicze wehikuły umożliwiają zupełne zacieranie śladów prania brudnych pieniędzy, legalizacji zysków z narkobiznesu, ale jednocześnie pomagają w eliminowaniu biurokratycznych przeszkód w biznesie światowym. Mają więc wielu zwolenników, m.in. na Tajwanie i w Chinach. Tajwański portal Pamir.law.group zachęca do powoływania SPF, które w świecie biznesu nazywane są wehikułami transakcji finansowych. SPF Greenrights został zarejestrowany w Izbie Handlowej w Curacao niemal w przeddzień zgłoszenia do przetargu stoczniowego w Polsce. Został wpisany na listę pod kolejnym numerem i tylko tyle o nim wiadomo.
Zagadkowe jest, dlaczego katarski bank, posiadający specjalny organ do badania zgodności operacji bankowych z przepisami szariatu, podjął się pośrednictwa przy zapłacie za stocznie. Szariat wymaga pełnego wglądu w dokumenty obu stron transakcji i sprawdzenie jej rzetelności. Status SPF na to nie pozwala.
Kryzys i brak koniunktury
Zarówno Lloyd, jak i Europejska Wspólnota Stowarzyszeń Stoczniowych (CESA) oceniają, że globalny kryzys powoduje duże problemy w przemyśle stoczniowym.
Zapotrzebowanie na nowe statki spadło o przeszło 90 proc. Armatorzy nie mają środków, banki nie chcą udzielać kredytów. Właściwie nikt nie inwestuje obecnie w branży stoczniowej. Skąd się więc wzięła firma, która nie tylko kupiła aktywa zlikwidowanych polskich obiektów, ale i obiecuje wznowić w nich produkcję? Wiceprezes spółki Polskie Stocznie Paweł Paszkowski jest mimo to optymistą ? produkcja statków ruszy. Na pewno w Stoczni Gdynia, co do Szczecina ? być może będą i statki, i wielkie konstrukcje stalowe. Nie są za to optymistami związkowcy z obu stoczni i czekają na spotkanie z ministrem skarbu państwa, choć jak nam powiedzieli ? wiele sobie nie obiecują po tym spotkaniu.
Bajki i wykręty ministra Grada?
Nie są też optymistami przedstawiciele Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni, którzy wystosowali list do katarskiego banku Qinvest, zalecający Arabom sprawdzenie sytuacji prawnej sprzedanej stoczni. Pismo orzymali także inni partnerzy w transakcji. Minister Grad twierdzi, że ten list był przyczyną zwłoki w przekazaniu przez Qinvest należności za aktywa obu stoczni. Rzeczywiście ? katarski bank poprosił o tę zwłokę (do 17 sierpnia), gdyż widzi konieczność dodatkowego audytu. Trochę późno, bo poważne problemy z prawną sytuacją stoczni szczecińskiej były znane od dawna.
W 2006 r. Norwegowie, którzy byli wówczas zainteresowani zakupem całej stoczni (nie tylko aktywów), stwierdzili, że status właścicielski tej stoczni nie jest jasny. I pod tym względem nic się raczej nie zmieniło. Jednak sytuacja stoczni w Gdyni nie budzi takich wątpliwości, mimo to decyzja o odłożeniu zapłaty do 17 sierpnia dotyczy także jej. Zapytani przedstawiciele spółki Polskie Stocznie twierdzą, że wprawdzie były dwa zupełnie odrębne zakupy aktywów dokonane przez SPF Greenrights, ale ?obecnie jest to jedna całość spółki?. Rząd zgodził się na przesunięcie terminu spłaty łącznej (380 mln zł). Choć nie jest to zgodne z ustawą kompensacyjną, na podstawie której sprzedano aktywa obu stoczni. Musiał jednak poinformować o tym przesunięciu Komisję Europejską, której odpowiedzi do 27 lipca jeszcze nie otrzymał.
Gazeta Polska/RZ