Najpierw podczas śledztwa, a później w trakcie sądowego procesu Waldemar Chrostowski zwznał, że skuty kajdankami wyskoczył z samochodu pędzącego z prędkością 100 km/h. W tym czasie Popiełuszko miał być zamknięty w bagażniku.
Tymczasem zdaniem zawodowego kaskadera Andrzeja Środzińskiego wyskoczenie z pędzącego z taką prędkością samochodu groziło śmiercią lub co najmniej ciężkim kalectwem, a Chrostowski wyszedł z tego z zaledwie kilkoma siniakami.
Jeszcze bardziej podejrzane jest stwierdzenie kierowcy Popiełuszki, że podczas skoku rozpięły mu się kajdanki. Nie daje temu wiary Edward M. – twórca milicyjnych jednostek antyterrorystycznych i zarazem człowiek, który cztery dni po wypadku odebrał Chrostowskiego ze szpitala i zawiózł do domu. Również rzeczoznawca, który badał odzież Chrostowskiego stwierdził, że takie zniszczenia zostały raczej wykonane za pomocą jakiegoś narzędzia, a nie podczas wyskakiwania z samochodu. Co ciekawe, nie znalazł w niej kamieni, piasku ani śladów trawy.
Biografia Chrostowskiego dodatkowo podważa jego wiarygodność. Zanim został kierowcą ks. Popiełuszki, w latach 70. pracował na stacji benzynowej w Toruniu, z której pracownicy kradli paliwo na dużą skalę. Jak powiedział funkcjonariusz badający tę sprawę, żeby "dostać taką fuchę" trzeba było mieć kontakty, jakieś poparcie, na przykład w SB. Co więcej, gdy policja zainteresowała się kradzieżą benzyny, Chrostowski uciekł do Warszawy i wtedy śledztwo zawieszono. Zdaniem informatora "Superwizjera", ktoś go ostrzegł.
Na procesie zabójców ks. Popiełuszki kierowca zeznał, że dwukrotnie pobił milicjantów. Za komuny oznaczało to niemal pewne więzienie, jednak Chrostsowki dostał tylko wyroki z zawieszeniu.
Pomimo tych dwóch wyroków pracował w straży pożarnej, podległej MSW. Gdy tuż przed stanem wojennym w Wyższej Szkole Pożarnictwa wybuchł strajk, dołączył do studentów. Zdaniem jednego ze strajkujących, mieli u siebie "kreta", który przekazywał władzom informacje. Tym "kretem", zdaniem rozmówcy "Superwizjera", był Chrostowski.
Strajk stłumiono. Lecz zanim do tego doszło, do studentów Wyższej Szkoły Pożarnictwa przyjechał ks. Jerzy Popiełuszko. Tam właśnie spotkał się z Chrostowskim, co uwiarygodniło go w oczach kapelana Solidarności. Od tego momentu aż do śmierci Popiełuszki trzy lata później, Chrostowski był jego bliskim współpracownikiem.
Według "Superwizjera" prokurator Andrzej Witkowski z IPN, który dwukrotnie prowadził śledztwo ws. śmierci Popiełuszki, trafił na mur. Jego grupa policyjno-prokuratorska szukała mocodawcy, który zlecił porwanie i zabójstwo Popiełuszki.Po analizie akt i dowodów Witkowski doszedł do wniosku, że to właśnie Chrostowski, uchodzący za przyjaciela zamordowanego księdza, mógł współpracować z porywaczami.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko został zamordowany 19 października 1984 roku. Podczas procesu toruńskiego w 1985 roku na kary od 14 do 25 lat więzienia skazano jego katów. Kto zlecił im tę okrutną zbrodnię – nie wiadomo do dziś.
tvn24.pl/ RZ