W pierwszej chwili wciągnięcie Michała Kołodziejczaka na listę KO w Koninie wydawało się niedorzecznością, jednak pierwsze sondaże po zjeździe formacji Tuska wykazały, że był to korzystny ruch. Pozostaje jedynie pytanie o jego moralność.
Pomijamy fakt głębokiej indolencji intelektualnej lidera Agrounii, który od początku swojej politycznej przygody sprawia wrażenie naiwnego, niepełnosprawnego intelektualnie mężczyzny, którego rzucono w wir politycznych wydarzeń. Wydawało się, że jest wykorzystywany przez pewnych ludzi do zbijania kapitału politycznego. Karty zostały odsłonięte dopiero kilka dni temu.
Stop ukrainizacji polskiej wsi
Żeby zrozumieć rolę Kołodziejczaka w formacji Tuska należy cofnąć się do początku ubiegłego roku, kiedy to Rosja bandycko napadła na Ukrainę. W pierwszym odruchu Polacy ruszyli na pomoc naszym poszkodowanym sąsiadom. Wszystkie ugrupowania uznały, że – czy to z moralnego, czy wizerunkowego punktu widzenia – najlepiej prowadzić proukraiński i antyrosyjski dyskurs.
Jedyną partią, która od początku prowadziła kampanię antyukraińską, była Konfederacja. W ostatnim czasie do swojej antyukraińskiej narracji zaczęli coraz bardziej bezwstydnie dodawać wątki prorosyjskie.
Myślący samodzielnie rosną w siłę
Klimat w Polsce zmienił się przez 1,5 roku i dziś mamy w kraju dużą grupę ludzi, którzy sprzeciwiają się pomocy Ukrainie. Niechęć do Ukraińców w niektórych środowiskach jest tak duża, że u niektórych ludzi wywołuje sympatię do Rosji. Ci ludzie samych siebie nazywają szumnie „myślącymi samodzielnie”, choć nie ma cienia dowodu, by myśleli w ogóle.
Ich frustracja zaowocowała wzrostem poparcia dla Konfederacji. Wszak jeśli dla kogoś wyrażenie niechęci dla Ukraińców jest jedną z najważniejszych aktywności, to nie ma innej opcji – musi poprzeć tylko tę formację. Doprowadziło to do sytuacji, w której słupki poparcia Konfederacji zasilone antyukraińskimi „myślącymi samodzielnie” dobiły niemal 15 proc.
Antyukraińska karta w rękach Tuska
W tym miejscu do gry wchodzi Donald Tusk, który postanowił zawalczyć o ten elektorat. A ponieważ nie wypada mu – w obliczu wielu dowodów dotyczących jego współpracy z Putinem – jawnie bezpośrednio rozpocząć antyukraińskiej narracji, postanowił, że posłuży się kimś z zewnątrz.
I tutaj zaczyna się rola Kołodziejczaka. Lider Agrounii od lat prowadzi prorosyjską kampanię, a po 24 lutego 2022 roku przemycał w swojej politycznej działalności antyukraińskie wątki. Ruch Tuska z zaproszeniem Kołodziejczaka do swojej formacji jest ryzykowny, ale jego założenie jest proste – podebrać antyukraiński i prorosyjski elektorat Konfederacji
Sukces – ale jakim kosztem?
Pierwsze sondaże wskazują że anty ukraińska szarża Tuska skończyła się sukcesem. Na jego partię chce zagłosować znaczna część osób, które do niedawna popierały jawnie prorosyjską Konfederację. To właśnie te dwa ugrupowania zanotowały największe zmiany w ostatnich badaniach opinii publicznej – PO rośnie, Konfederacja słabnie. Nietrudno się domyślić, że jest to bezpośredni transfer wyborców z jednej formacji do drugiej. Transfer będący reakcją na obecność prorosyjskiego Kołodziejczaka w PO.
Do wygrania w wyborach to może nie wystarczyć. Tusk potrzebuje zaostrzenia prorosyjskiego dyskursu, by zabrać Konfederacji kolejne punkty procentowe poparcia i – wraz z resztą totalnej opozycji – zdobyć 231 mandatów. Tylko jakim kosztem? Kosztem wzmocnienia niechęci części Polaków do Ukraińców? Kosztem zbliżenia do zbrodniczego reżimu w Moskwie?
Tusk sprawia wrażenie człowieka, który nie cofnie się przed niczym, by wywrócić do władzy. Jego gra antyukraińską kartą jest bardzo ryzykowna. Nie z punktu widzenia politycznego – tu może odnieść duże sukcesy – ale moralnego, o ile można go posądzać o posiadanie czegoś takiego jako moralność.
Czytaj też:
Grupa Putina rośnie w siłę – Kołodziejczak wystartuje z list KO