Tarczy antyrakietowej w Polsce na razie nie będzie. Piątkowa konferencja prasowa premiera Donalda Tuska nie pozostawiła tu żadnych wątpliwości. Jego ekipa amerykańskiej instalacji nie chce i jak to w zwyczaju Platformy bywa decyzję – de facto odmowną i osłabiającą nasze sojusznicze stosunki z USA – przedstawiono publice w gęstym sosie patriotyzmu.
Jak mówił szef rządu, Amerykanie dają nam za małe gwarancje bezpieczeństwa, niewystarczająca jest także ilość proponowanych rakiet „Patriot”.
Nie wnikam w te szczegóły, gdyż nie na tym, moim zdaniem, polega istota zagadnienia. Można być za tarczą, można być przeciw, można ją uznawać za dobrodziejstwo lub przekleństwo – taka jest istota demokracji, że każdy ma prawo do głoszenia własnych poglądów. Jest jednak także międzynarodowy wymiar „gry o tarczę” Polsce, mający rozstrzygnąć, czy Europa zostanie zdominowana przez oś rosyjsko-niemiecką, czy też Waszyngton zachowa strefy wpływów na terenie Europy Środkowej.
Decyzja rządu „zawieszająca” negocjacje z USA – Reuters określił ją wręcz jako „wsadzenie noża w plecy amerykańskiej inicjatywy” – leży wyłącznie w interesie Rosji i Niemiec. Nie w naszym.
Platforma Obywatelska nie była nigdy entuzjastką tarczy. Jej retoryka uległa zaostrzeniu po lutowej wizycie Tuska i Sikorskiego w Mokwie i rozmowach z Putinem i Miedwiediewem. Po kilku miesiącach wyszło na jaw, o czym obszernie pisała „Nasza Polska”, że Warszawa zaproponowała Rosjanom stały monitoring bazy systemu antyrakietowego (inspekcje, a nawet monitoring za pomocą kamer przemysłowych), po jej ewentualnym powstaniu. A przecież Rosja nie jest żadnym naszym sojusznikiem, nie należy do NATO, czy Unii Europejskiej, ba – prowadzi wrogą politykę wobec Polski, o czym przekonaliśmy się za rządów PiS podczas tzw. embarga na mięso. Tu – jeśli chodzi o postawę Tuska i jego ekipy – już żadnych niejasności nie ma. Jest tylko i wyłącznie skrajne podporządkowanie się – polityczne i ekonomiczne – Rosji (oraz Niemcom). Podobnie było w 1992 r., gdy prezydent Wałęsa zaproponował Rosji ulokowanie ich spółek handlowych na terenach byłych baz sowieckich. Zamieniłyby się one od razu w ekspozytury wywiadu rosyjskiego w Polsce, stąd inicjatywa została zablokowana przez rząd Olszewskiego (dlatego został obalony). Podobnie obecnie – trudno przewidywać, że odwiedzający bazę „inspektorzy” robiliby to, by np. pozbierać sobie grzyby (monitoring telewizyjny pozostawiam bez komentarza).
{sidebar id=4}
Tak więc, polityka zagraniczna rządu Tuska nie jest z godna z naszym interesem narodowym, ręce zaciera natomiast Kreml, który rękami „premiera z PO” realizuje swoje najważniejsze zadanie – wypchnięcie Ameryki z byłej europejskiej sowieckiej strefy wpływów, gdyż – głosząc doktrynę zagrożenia dla własnych interesów – chce dalej nad tym regionem sprawować kontrolę.
Zdają sobie z tego sprawę doskonale Czesi, którzy instalację u siebie systemu antyrakietowego popierają. Podobnie Litwa, która przez cały czas jest celem prowokacji rosyjskich, już wydała oświadczenie, że gotowa jest wybudować tarczę u siebie, gdyby rozmowy polsko-amerykańskie poniosły fiasko. Te państwa kierują się racją stanu własnego narodu.
W tym czasie Tusk uśmiecha się do Kremla.
Paweł Konik