„Nie możemy wykluczyć hipotezy, że piloci zostali wprowadzeni w błąd lub po prostu źle usłyszeli kolejne liczby od naprowadzającego ich kontrolera” – powiedział „Dziennikowi” jeden z polskich prokuratorów nadzorujących śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Według innych źródeł przyczyną katastrofy mogła także stać się umyślna blokada układu sterowania, uniemożliwiająca lądowanie.
Jak na razie nie sprawdziły się opinie – przedstawiane wcześniej jako pewnik – że polska załoga podchodziła 4 razy do lądowania. Obecnie przypuszcza się, że próbę lądowania podjęto prawdopodobnie tylko raz. Choć z analizy zawartości czarnych skrzynek wynika, że plscy piloci nie zastosowali się do zaleceń wieży kontrolnej, to zastanawia fakt, dlaczego w pewnym momencie zerwali łączność z Rosjanami. ”Nie możemy wykluczyć hipotezy, że piloci zostali wprowadzeni w błąd lub po prostu źle usłyszeli kolejne liczby od naprowadzającego ich kontrolera” – powiedział „Dziennikowi” jeden z polskich prokuratorów nadzorujących śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem.
Nieuprawnione są też twierdzenia o problemach komunikacyjnych między polskim pilotem a Rosjanami. – Dobrze mówimy po rosyjsku, nie mieliśmy nigdy językowych problemów w kontaktach z rosyjskimi kontrolerami lotów – powiedział dowódca eskadry samolotowej Pułku Lotnictwa Specjalnego Bartosz Stroiński w rozmowie z RMF FM. – Moim zdaniem jest to – nie wiem, jak to nazwać – ściema. 7 kwietnia nie było najmniejszych problemów językowych, ja byłem dowódcą załogi, a drugim pilotem był Arek Protasiuk, świętej pamięci niestety. On prowadził korespondencję przy podejściu do lądowania. Nie było najmniejszych problemów – powiedział Stroiński.
Pilot w wywiadzie z RMF FM wypowiedział jeszcze inne ważne słowa: – Dowódca prezydenckiego Tupolewa nie lądowałby w Smoleńsku, gdyby pilot dostał z wieży kontrolnej jasną informację, że nie ma do tego warunków. […] Jeśli pogoda jest poniżej minimum lotniska, lotnisko powinno być zamknięte. Wtedy lotnisko nie istnieje w rozumieniu załogi i wtedy w ogóle nie wykonuje lotu na tych lotniskach .
Stroiński poddał również w wątpliwość forsowaną przez niektórych tezę o wpływie polityków lub generalicji na zachowanie pilota.
Sceptycznie podchodzi do takiej możliwości także Andrzej Seremet, prokurator generalny. Stwierdził on dziś na konferencji prasowej, że ma obecnym etapie śledztwa nie ma danych, z których wynikałoby, że na pilotów prezydenckiego samolotu była wywierana presja.
W bład polskiego pilota wątpi także Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej. „Jako pilot oceniam, że sugerowany w mediach błąd pilota jest mało prawdopodobny. Na podejściu do lądowania nie wykonuje się żadnych manewrów typu silne przechylenie lub nagłe zmiany prędkości. A takie silne przechylenie zauważyli świadkowie. Pilot wykonał dodatkowe kręgi nadlotniskowe, aby upewnić się co do warunków lądowania i na tej podstawie podjął uzasadnioną decyzję o lądowaniu. Nieprawdopodobne też jest, aby doświadczony pilot wraz z drugim pilotem pomylili się co do wzrokowej oceny wysokości, nawet w przypadku awarii przyrządów, która jest również nieprawdopodobna. Należy tutaj zauważyć, że mgła jest na ogół z prześwitami i przy dziennym świetle nie stanowi istotnej przeszkody do wzrokowej oceny warunków lądowania. Okoliczności wskazują jednak na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona, gdyż pilot nawet zwiększając nagle ciąg, nie był w stanie wyprowadzić mocno przechylonej ciężkiej maszyny, mając wysokość rzędu 50-100 m i prędkość rzędu 260 km/h” – powiedział Drozdowicz w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.
JMJ