Włos się jeży na głowie na myśl, że za niedługi czas Berlin i Moskwa będą rządzić Europą i ustalać jej politykę zagraniczną. Jest to możliwe, a jeśli do tego dojdzie, będziemy musieli podporządkować się mocarstwom, które nie po raz pierwszy zmuszą nas do uległości, aby „nasze stosunki z sąsiadami były lepsze”.
W ramach poprawiania stosunków z sąsiadami umknęło uwagi polityków i mediów kuriozalne żądanie przewodniczącej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach, aby wszystkim urodzonym we Wrocławiu przed 14 listopada 1990 roku wpisywać do metryki, że urodzili się w Niemczech. Sprytny to manewr, jako że dopiero w 1990 roku zawarty został polsko-niemiecki traktat graniczny, w którym zjednoczone Niemcy uznają granicę na Odrze i Nysie. Przedtem formalnie obowiązywały granice z 1937 roku. A w granicach tych znajdował się Wrocław, czyli Breslau. I choć rząd RFN niedawno uznał, że datą graniczną są ustalenia konferencji poczdamskiej z 1945 roku, to żądanie Steinbach zgłoszone na dorocznym zjeździe Ziomków nie spotkało się z krytyką ani ze strony rządu RFN, ani tym bardziej polskiego.
Co chciała Erika Steinbach osiągnąć tym postulatem? Zwiększyć liczebność mniejszości niemieckiej na terenie Polski? Zaliczyć do niej potomków wilnian i lwowian licznie osiadłych na ziemiach zachodnich i północnych po ucieczce ze Wschodu? A może jest to kolejna antypolska prowokacja, bez konsekwencji prawnych, ale z pewnością służąca jątrzeniu stosunków polsko-niemieckich. No i dbałość o to, by nie zejść z afisza. Oraz wiara, że społeczeństwo niemieckie nie miałoby nic przeciwko temu pomysłowi. Sądzę, że wielu ziomków, i nie tylko, chętnie odebrałoby ziemie zachodnie i północne, gdyby to było możliwe, bo nie potrafią się pogodzić z myślą, że są to tereny bezpowrotnie stracone. Ale jeśli Rosja i Niemcy zabiorą się za budowanie ?Wielkiej Europy? Putina, wszystkiego można się spodziewać.
Krystyna Grzybowska
Gazeta Polska, 3.09.2009