Listę przesłano w trakcie prac nad umową o współpracy MSW i Stasi. Na podstawie przygotowywanego porozumienia w latach 1983-1988 miały współpracować ze sobą III Departament MSW PRL i XX Wydział Główny wschodnioniemieckiego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego − czyli komórki zajmujące się kulturą, mediami, nauką i podziemiem politycznym.
– Polska bezpieka poprosiła Stasi o poddanie kontroli operacyjnej m.in. Tomasza Jastruna, Antoniego Liberę i Marka Nowakowskiego. Spośród ludzi teatru i filmowców podano nazwiska m.in. Izabeli Trojanowskiej, Krystyny Jandy, Andrzeja Wajdy i Stefana Mellera, późniejszego ministra spraw zagranicznych, a wówczas wykładowcy Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie − mówi germanistka dr Ewa Matkowska, która dotarła do dokumentu w niemieckich archiwach.
Zdaniem dr Matkowskiej, MSW wskazało głównie tych artystów, którzy wyjeżdżali za granicę i mieli kontakty z tzw. "centrami dywersji", czyli Radiem Wolna Europa i paryską „Kulturą”. Dla Stasi szczególnie niebezpieczne były kontakty polskich artystów z obywatelami NRD. Chodziło o to, by elity intelektualne znad Wisły nie próbowały zaszczepić we wschodnich Niemczech ideałów "Solidarności".
Na czym miała polegać inwigilacja artystów? – Podczas pobytu na terytorium NRD albo RFN, gdzie Stasi również miała agenturę, wokół artystów pojawiali się najprawdopodobniej tajni współpracownicy. Artyści byli też poddawani rewizjom przy przekraczaniu granic − mówi serwisowi tvp.info historyk dr Sebastian Ligarski, ekspert w dziedzinie kontaktów środowisk twórczych z aparatem represji. − Bezpieka uprzedzała też Stasi o planach artystów. Wszystko po to, by niemieckie służby nie były zaskoczone obecnością Wajdy albo Jandy na festiwalach filmowych − dodaje.
− Jestem zszokowana tym, że taki dokument istnieje − komentuje w rozmowie z tvp.info Izabela Trojanowska, która w latach 80. przebywała na emigracji w RFN. − Na kursach językowych kręciły się wtedy wokół mnie osoby nadmiernie interesujące się moim życiem. Wówczas interpretowałam to jako efekt mojej popularności, dziś spoglądam na to nieco inaczej − dodaje.
Świadomość inwigilacji przez wschodnioniemieckie służby miał pisarz Marek Nowakowski. Jego zdaniem, Stasi zaczęła się jednak interesować nim jeszcze w latach 70. − Przebywając z delegacją Związku Literatów Polskich w Berlinie Wschodnim odczuwałem nadmierną życzliwość i wścibstwo niektórych osób − opowiada.
Gen. Czesław Kiszczak, który w latach 80. roku stał na czele MSW, twierdzi, że nie pamięta faktu przesłania do Berlina listy polskich artystów. Nie przypomina sobie też podpisania umowy między MSW a Stasi. − Ze zdrowiem u mnie już nie za bardzo, z pamięcią też. Od tamtych wydarzeń minęło już niemal 30 lat − tłumaczy. Gen. Henryk Dankowski, wówczas dyrektor III Departamentu MSW, odmówił serwisowi internetowemu tvp.info komentarza w tej sprawie.
tvp.info/RZ