Brytyjski polityk zabity w zamachu, w którym maczały palce sowieckie specsłużby, raporty dla rządu USA ginące w tajemniczych okolicznościach, operacje ywiadów i zakulisowe gry dyplomatów ? to mało znana karta z dziejów Katynia.
Ostatnie dni przed odsłonięciem pierwszego na świecie pomnika poświęconego polskim oficerom zamordowanym w ZSRR miały gorzki posmak. Od tragedii minęło 36 lat, a jednak rząd Wielkiej Brytanii nadal robił wszystko, żeby zablokować budowę monumentu. Wreszcie, kiedy Polacy zdobyli upragnioną działkę, władze zgodziły się na kompromis.
Komitet fundacyjny musiał ?tylko? z tablicy na pomniku usunąć zapis o tym, co się stało z 14,5 tys. oficerów i w jakim kraju, a słowo ?zamordowani? trzeba było zastąpić miłym dla ucha ?zniknęli? (?disappeared?). Pozostała informacja, że jedynie 4,5 tys. odnaleziono martwych. ?Nieuświadomiony przechodzień może mniemać, że bynajmniej nie w Rosji, ale np. w Argentynie oraz że owe 4500 (?) może wymarło, np. wskutek jakiejś epidemii?? ? zżymał się bezsilnie historyk prof. Jerzy Łojek, notabene syn oficera, który ?znikł? w Katyniu.
Polacy tylko w jednej sprawie nie ulegli, zachowując na pomniku datę ? 1940 rok. Wówczas brytyjskie Foreign Office ogłosiło, że na uroczystości nie zjawi się żaden przedstawiciel władz ?wobec braku niezbitych dowodów winy [sowieckiej ? przyp. red.]?. ?Rzecznik ministerstwa spraw zagranicznych oświadczył (zawsze pod ręką jest ktoś dla podobnie wstrętnych czynności), że sprawa odpowiedzialności za masakrę katyńską jest kontrowersyjna.
Nie jest! Dowód winy sowieckiej jest absolutny i niezbity? ? alarmował 17 września 1976 roku dziennik ?The Daily Telegraph?, ale rząd stanowiska nie zmienił. W to, że martwi milkną na zawsze, wierzył Józef Stalin. W wielkiej rzeźni, jaką był Związek Sowiecki pod jego rządami, uśmiercenie kilkunastu tysięcy Polaków wydawało się jedynie kropelką krwi w oceanie pomordowanych milionów ludzi. Tymczasem ten jeden raz oprawcy mieli pecha. Gdy ważyły się losy świata, na zbiorowe mogiły polskich oficerów w 1943 r. natrafili Niemcy. Szef ministerstwa propagandy III Rzeszy Joseph Goebbels bezbłędnie dostrzegł, że ujawnienie prawdy o jeńcach wymordowanych przez Sowietów będzie szokiem dla opinii publicznej w krajach demokratycznych.
Nic nie przywróci ich do życia
Oto okazywało się, że Stalin jest takim samym zbrodniarzem jak Adolf Hitler. Czarno-biały obraz wojny, w której dobry Związek Radziecki wsparty przez zachodnich aliantów walczy o wolność i demokrację, rozpadał się na kawałki. Goebbels zadbał więc, by śledztwo przeprowadzono uczciwie. Nikt nie naciskał na ekspertów z krajów neutralnych, wydelegowanych m.in. przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż do ekshumacji zwłok. Mistrz kłamstwa pragnął użytecznej dla III Rzeszy prawdy. Kreml zaś jak zwykle uznał, że najlepszą obroną jest atak i 25 kwietnia 1943 r. ogłosił zerwanie stosunków dyplomatycznych z gabinetem gen. Władysława Sikorskiego, chociaż polski rząd na emigracji, sparaliżowany strasznymi wiadomościami, niczego konkretnego nie przedsięwziął.
Kiedy Sikorski prosił o pomoc Winstona Churchilla, ten nawet nie spojrzał na przyniesione mu dokumenty dowodzące, kto zgładził oficerów. ?Oni nie żyją. I cokolwiek by przedsięwziąć, nie przywróci ich to do życia? ? stwierdził premier Wielkiej Brytanii. Churchill zresztą nie musiał oglądać żadnych papierów, w tym czasie raport dla zwierzchników przygotował ambasador brytyjski przy rządzie polskim w Londynie Owen O?Malley. Zawarte w nim fakty jednoznacznie dowodziły winy NKWD. Po przeczytaniu raportu minister spraw zagranicznych Anthony Eden utajnił go i nie dopuścił, by poinformowano o nim parlament ani nawet członków rządu. O raporcie, poza Edenem i Churchillem, wiedziało ledwie kilka osób.
?Niepokojąca jest ponadto myśl, że możemy ostatecznie za zgodą i przy współpracy Rosjan postawić przed sądem i być może stracić ?zbrodniarzy wojennych? Osi, usprawiedliwiając równocześnie tę potworność [Katyń ? przyp. red.]. Wyznaję, że będzie to dla mnie niezwykle trudne? ? odnotował proroczo podsekretarz stanu w Foreign Office sir Alexander Cadogan. Głównym wspólnikiem Stalina w tuszowaniu mordu został Franklin D. Roosevelt. Kiedy pod koniec kwietnia 1943 roku amerykański oficer łącznikowy przy polskiej armii, płk Henry Szymanski, przysłał swój raport prezydentowi USA, w nagrodę za zbytnią rzetelność otrzymał od Departamentu Wojny naganę ?za stronniczość na rzecz polskiej grupy o nastawieniu antysowieckim?. Sam dokument natomiast zaginął. Kolejną przysługą oddaną Kremlowi przez Roosevelta było uwiarygodnienie tzw. raportu Burdenki.
Kładli kable, więc mogli zabić
W styczniu 1944 roku radziecka komisja kierowana przez prof. Nikołaja Burdenkę przeprowadziła ponowną ekshumację zwłok kilku polskich oficerów, po czym oskarżyła o zbrodnię batalion roboczy Wehrmachtu nr 537 dowodzony przez ppłk. Friedricha Ahrensa, który w 1941 roku w rejonie Katynia? kładł kable telefoniczne. Żeby potwierdzić tę wersję zdarzeń, zaoferowanym przez Stalina pociągiem udała się na miejsce zbrodni Kathy Harriman, córka ambasadora USA w Moskwie. Spisana przez 25-letnią pannę Harriman relacja, potwierdzająca raport Burdenki, stała się w Waszyngtonie jedynie słuszną wersją zdarzeń. Na jej podstawie odrzucano przesyłane z całego świata dokumenty, dowodzące winy Sowietów.
Zaszokowany tym przyjaciel prezydenta George Howard Earle, będący jego specjalnym wysłannikiem na Bałkany, pod koniec marca 1945 roku wysłał list, w którym poprosił o możliwość opublikowania artykułu ujawniającego prawdę o zbrodni katyńskiej. Roosevelt stanowczo tego zabronił, a następnie wydał przyjacielowi
rozkaz objęcia placówki dyplomatycznej na? wyspach Samoa. Tak zakończyła się kariera Earle?a oraz stara przyjaźń. Jednak ledwie prezydent pozbył się jednego
kłopotu, a już w maju 1945 r. z niemieckiej niewoli do USA powrócił płk John H. Van Vliet. Po odkryciu grobów polskich oficerów Niemcy umieścili go w grupie jeńców z różnych krajów przywiezionych na czas ekshumacji jako świadków do lasku katyńskiego. W Waszyngtonie Van Vliet sporządził sprawozdanie z tego wydarzenia, które przekazał na ręce szefa wywiadu armii gen. Claytona L. Bissella. Gdy generał, przyjmując go, zapytał, czy Niemcy nie mogli sfingować całej sprawy, Van Vliet stanowczo zaprzeczył. Raport otrzymał więc klauzulę ?ściśle tajne?, po czym zaginął. Pułkownikowi zaś zabroniono opowiadania komukolwiek o tym, co widział. Wkrótce też armia się go pozbyła. Dzięki takim zabiegom podczas procesu w Norymberdze Związek Radziecki mógł oskarżyć o swą zbrodnię nazistów. Kreml, aby mistyfikacja zakończyła się sukcesem, zadbał o zdyskredytowanie niezależnych ekspertów pracujących dla Czerwonego Krzyża.
Tu są pogrzebani niewolnicy oficerowie
Wszystkich ich za pośrednictwem działających na Zachodzie partii komunistycznych oskarżono o kolaborację z hitlerowcami. Ale jeden nie dał się zastraszyć. Gdy we wrześniu 1946 r. Szwajcarska Partia Robotnicza zwróciła się do Rady Państwa z żądaniem, by potępiła prof. François Naville?a z Uniwersytetu Genewskiego za przyjmowanie pieniędzy od III Rzeszy za udział w badaniu zbrodni katyńskiej, uczony upublicznił odpowiedź na te zarzuty. ?Nie otrzymywałem od nikogo złota, pieniędzy, prezentów, rzeczy wartościowych czy jakichkolwiek łapówek ? napisał profesor. ? Jeżeli znajdujące się pomiędzy dwoma potężnymi sąsiadami państwo dowiaduje się o zagładzie prawie 10 000 swo
ich oficerów, jeńców wojennych, których cała wina polegała na tym, że bronili swojej ojczyzny, jeśli kraj ten próbuje wyjaśnić, jak się to odbyło, to przecież człowiek porządny nie może przyjąć wynagrodzenia za to, że przyjechał na miejsce zbrodni i próbuje uchylić rąbka tajemnicy?.
Co najważniejsze, Naville jeszcze raz potwierdził winę Sowietów. Mimo to oprawcy mieliby wielką szansę zrzucić odpowiedzialność na Niemców, gdyby nie fatalna jakość kluczowej mistyfikacji. Ppłk Ahrens i jego 537. batalion zupełnie nie nadawali się na wykonawców masowej egzekucji. Nie pomogło nawet to, że wysłannicy
Roosevelta naciskali na amerykańskich sędziów, by wsparli akt oskarżenia sporządzony przez radzieckiego prokuratora Romana Rudenkę, co potem ujawnił sędzia Robert Jackson. Po zeznaniach złożonych przez Ahrensa oraz dowodach niewinności przedstawionych przez jego adwokata sędziowie ? amerykańscy, brytyjscy i francuscy ? oddalili sowieckie oskarżenia. Przed uprawomocnieniem się kłamstwa uchroniło Polaków to, że sędziowie w krajach demokratycznych byli niezależni od władzy wykonawczej.
Moskwie pozostało więc postawienie w Katyniu tablicy pamiątkowej z napisem w języku polskim o treści [pisownia oryginalna ? red.]: ?Tu są pogrzebani niewolnicy
oficerowie wojska polskiego w strasznych męczarniach zamordowanych prez niemiecko-faszystowskich okupantów jesienią 1941 roku? i zadbanie, żeby tam, gdzie sięgały wpływy Kremla, nad zbrodnią zapadło głuche milczenie. Ciszy tej, pomimo wysiłków polskiej emigracji, nie dawało się przełamać. W 1948 roku wydano w Londynie raport opracowany przez uczestnika ekshumacji ciał polskich oficerów Józefa Mackiewicza ?Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów? z przedmową gen. Władysława Andersa. Publikacja ta nie wzbudziła zainteresowania ani mediów, ani też społeczeństw zachodnich.
Rząd USA nie chciał ujawnić prawdy
W USA ciszę przerwał wybuch wojny koreańskiej. Amerykanie ze zdziwieniem skonstatowali, iż komuniści mordują wziętych do niewoli żołnierzy. Wówczas przypomniano sobie o Katyniu i w Izbie Reprezentantów w październiku 1951 roku powstała pod przewodnictwem Raya J. Maddena specjalna komisja śledcza mającą zbadać starą zbrodnię. Co najciekawsze, oprócz samych okoliczności mordu postanowiono ustalić ( jak zapisano w rezolucji Kongresu nr 390), ?czy jacykolwiek urzędnicy amerykańscy ponosili odpowiedzialność za zatajenie przed narodem amerykańskim prawdy o masakrze?. Wkrótce wyszło na jaw, że raportowi Van Vlieta pomógł zniknąć gen. Bissell, choć uparcie twierdził, iż jedyny egzemplarz przekazał do Departamentu Stanu. Co więcej, naciskany przez członków komisji generał zeznał: ?Gdyby raport Van Vlieta ujawniono w 1945 roku, kiedy porozumienie z Jałty dotyczące utworzenia Organizacji Narodów [ONZ ? przyp. red.] realizowano w San Francisco, być może Rosja sowiecka nigdy nie znalazłaby się w tej organizacji międzynarodowej?. To zaś psuło polityczne plany Roosevelta. ?Komisja była wysoce skonsternowana dowiadując się, że Wywiad Armii (G-2) brał pod uwagę polityczne znaczenie dokumentu, który należało ocenić bezstronnie i ściśle z punktu widzenia wojskowego i wywiadowczego? ? zapisano w raporcie. Podobną konsternację wywołało przesłuchanie byłych podwładnych generała: ?Zeznając w trakcie zamkniętego posiedzenia, wszyscy trzej przyznali, że w Wywiadzie Armii (G-2) była grupa prosowieckich pracowników cywilnych oraz wojskowych, znajdujących wytłumaczenie dla prawie wszystkiego, co robił Związek Sowiecki.
Ci sami świadkowie opowiedzieli o kolosalnych wysiłkach podejmowanych przez tę grupę w celu stłumienia raportów antysowieckich?. Kongresmeni odkryli również, że w 1943 roku urzędnicy Biura Informacji Wojennej (OWI) oraz Federalnej Komisji Łączności (FCC) ocenzurowali audycje rozgłośni radiowych w USA: ?Wywierali pośredni nacisk na właścicieli stacji, urzędnicy ci osiągnęli cel, tj. zatajenie przed narodem amerykańskim dokładnych informacji o masakrze katyńskiej? ? zapisano. Zapytani przez komisję, co było przyczyną tych manipulacji, dawny ambasador USA w Moskwie Averell Harriman i były podsekretarz stanu Sumner Welles zgodnie stwierdzili, że ?alianci obawiali się zawarcia przez Rosję odrębnego pokoju z Niemcami?. Po zakończeniu śledztwa kongresmen Timothy P. Sheehan napisał w oświadczeniu:
?Gdyby nasz rząd ujawnił prawdę o Katyniu i zdradę wobec Polski, musiałby ujawnić kolejne fakty świadczące o perfidii Rosji. Naród amerykański zareagowałby jednoznacznie, a tego, z oczywistych względów, rząd nie chciał?. Dzięki odtworzonemu przez Van Vlieta raportowi, dowodom dostarczonym przez Józefa Mackiewicza oraz zeznaniom 81 świadków komisja 22 grudnia 1952 roku mogła jednomyślnie uznać, że wina ZSRR nie podlega dyskusji. Zalecała następnie nagłośnieniesprawy na forum ONZ oraz wniesienie oskarżenia do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. To jednak nigdy nie nastąpiło. Gdyby komisja Kongresu działała w 1944 roku, jej ustaleniom dałby wiarę cały świat. Osiem lat później sowiecka propaganda skutecznie zaatakowała ?knowania imperialistów? i zachodnie społeczeństwa w dużej mierze potraktowały raport jako kolejny element zimnej wojny.
Pomnik po latach
I znów zapadło milczenie, które próbował przełamać publikacjami jedynie mieszkający w USA polski historyk Janusz Kazimierz Zawodny. Aż na początku lipca 1957 roku w redakcji zachodnioniemieckiego tygodnika ?7 Tage? zjawił się ktoś, kto podał się za Polaka przymusowo zatrudnionego podczas wojny w budującej drogi organizacji Todta. Przyniósł dokument rzekomo znaleziony w czerwcu 1941 roku w archiwum NKWD w Mińsku. Pismo zaczynało się od zdania: ?Zgodnie z poleceniem Głównego Zarządu NKWD z 12 lutego 1940 roku przeprowadzono likwidację trzech polskich obozów jeńców wojennych, a to w obwodach miasta Kozielsk, Ostaszków, Starobielsk?. Opisano w nim też procedurę likwidacji oficerów.
Dziś wiemy, że o egzekucji zadecydowało Biuro Polityczne Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) 5 marca 1940 roku i większość historyków uważa tajemniczy dokument za fałszywkę. Ale choć nie wiadomo, kto i dlaczego dokonał fałszerstwa, to publikacja w ?7 Tage? zainspirowała kilku zachodnich historyków, aby zająć się sprawą Katynia. Francuski badacz Henri de Montfort wydał w Paryżu w 1966 r. dzieło pod sugestywnym tytułem ?Le Massacre de Katyń?. Jego ustalenia uzupełnił, dodając wiele własnych odkryć, angielski historyk Louis FitzGibbon i w 1971 roku opublikował pierwszą książkę ?The Katyn Cover-Up? (potem napisał jeszcze kilka). Monografia ta była tak wstrząsająca, że reportaż o zbrodni wyemitowała telewizja BBC-2. Pod jego wrażeniem w kwietniu 1971 r. konserwatywny poseł
w Izbie Gmin Airey Neave [na zdj. – przyp. red „Głosu”] ogłosił, że zbiera podpisy pod wnioskiem zobowiązującym rząd Zjednoczonego Królestwa, aby sprawę mordu katyńskiego postawił na forum ONZ.
Pod wnioskiem podpisało się 224 konserwatystówi laburzystów. W parlamencie zasiada jednak 646 posłów, więc rząd petycję zignorował. Wówczas debatę o sprawie Katynia zainicjował w Izbie Lordów lord Barnby Francis Vernon Willey. Nie zakończyła się ona niczym konkretnym, lecz nadała sprawie jeszcze większy rozgłos. To umożliwiło zawiązanie przez polskich emigrantów komitetu zbierającego fundusze na wzniesienie w Londynie pomnika ofiarom mordu. Z pozyskaniem pieniędzy nie było kłopotu, problemem okazała się ziemia. Na wykrojenie skrawka gruntu pod postument zgodę musiały wydać lokalne władze. Ambasady ZSRR i PRL aż 10 razy interweniowały w Foreign Office, żądając zablokowania starań komitetu. I brytyjski rząd wymuszał na władzach lokalnych utrącanie kolejnych lokalizacji. Polonia, wspierana
przez posła Neave?a, lorda Barnby oraz Louisa FitzGibbona, nie poddawała się i wreszcie w 1975 roku burmistrz Kensington i Chelsea Brian Sundius-Smith postanowił sprzeciwić się woli rządu.
Pod jego przywództwem lokalna rada ofiarowała pod budowę pomnika działkę przy Gunnersbury Avenue obok cmentarza komunalnego. Wprawdzie są to przedmieścia Londynu, lecz i tak odsłonięcie obelisku 18 września 1976 roku stało się głośnym wydarzeniem z powodu zbojkotowania go przez rząd Wielkiej Brytanii. ?Można stwierdzić, że rząd został zastraszony kampanią protestacyjną przeciwko postawieniu pomnika ze strony władz sowieckich? ? donosił czytelnikom ?The Times?. ?Takie postępowanie oddaje nam wszystkim złą przysługę. Rosjanie zanotują jeszcze jeden znak brytyjskiej słabości i hipokryzji? ? ubolewał ?The Daily Telegraph?. Tym razem wspieranie przez władze kłamstwa nadało rozgłos prawdzie.
Zamordowanych uciszyć najtrudniej
?Nie widziałem nigdy takiej ilości wieńców z szarfami i bez szarf, bukietów, wiązanek kwiatów, nie tylko przez Polaków składanych. Wśród wieńców był jeden złożony
w imieniu całej rodziny przez posła Winstona Churchilla, wnuka premiera czasu wojny. Nie było przedstawiciela rządu brytyjskiego, ale były liczne delegacje patriotów
czeskich, węgierskich, łotewskich, ukraińskich i Wolnych Rosjan? ? zapisał Józef Czapski. Katyń stawał się symbolem sowieckich zbrodni, nie tylko dla Polaków. Nikt też na Zachodzie nie śmiał już zaprzeczyć, że to NKWD dokonało egzekucji.
Oczywiście zainteresowanie dawną tragedią opinii publicznej w krajach demokratycznych szybko się skończyło. W końcu każdy naród ma w pamięci historycznej własne traumy. Polacy stracili też sojusznika ? Aireya Neave?a. Po zwycięstwie konserwatystów w wyborach miał zostać jednym z najważniejszych polityków w gabinecie premier Margaret Thatcher. Nigdy tak się nie stało, bo 30 marca 1979 roku, gdy wyjeżdżał samochodem z parkingu przy Pałacu Westminsterskim, eksplodowała podłożona w pojeździe bomba. Do zamachu przyznał się marksistowsko-leninowski (tak sami się określali) odłam IRA ? Irish National Liberation Army (wspierany dostawami broni przez KGB). Po raz kolejny komuniści uznali, że egzekucja to najlepszy sposób na uciszenie wroga.
W latach 80. zbrodnia katyńska nie była już na Zachodzie ani w PRL żadną tajemnicą. W końcu powszechna wiedza o niej sprawiła, że Michaił Gorbaczow wyraził zgodę, by powstała historyczna polsko-radziecka komisja mieszana. Pozwolenie na rzetelne badania naukowe rychło doprowadziło do zanegowania nawet w Związku Radzieckim raportu Burdenki. I tak, wbrew mniemaniu Stalina, okazało się, że właśnie zamordowanych uciszyć najtrudniej.
Andrzej Krajewski
newsweek.pl/kresy24.pl