Choroba ta występuje na całym świecie. Polityków, którzy niespecjalnie przejmują się racjonalnością swoich obietnic można spotkać w każdym demokratycznym kraju.
Populiści to najczęściej wyrachowani gracze. Prezentują dobrze brzmiące hasła nie dbając o możliwość ich realizacji. Bez względu na ewentualne skutki i najczęściej… bez chęci ich realizacji.
W Polsce ugrupowania populistyczne mają właśnie swoją „złotą erę”. Tak przynajmniej można wnioskować z wyników sondażu przeprowadzonego dla tygodnika „Wprost”. Gdyby wybory odbyły się krótko przed Świętami, do Sejmu wróciłaby – od lat krytykowana za populizm – Samoobrona! Prawdziwy tryumf odnieśliby za to bardziej „cywilizowani” populiści. Platforma Obywatelska uzyskałaby 50 procent głosów, a Donald Tusk z łatwością zostałby prezydentem. Brak realizacji wcześniejszych obietnic nie byłby żadną przeszkodą na drodze do pełni władzy PO.