Premier bezradny, służby bezkarne
Sprawa ta pokazuje, że służby w Polsce są używane dla prywatnej korzyści osób pełniących tam wysokie stanowiska. Szokujący jest cynizm i przekonanie o bezkarności widoczne w działaniach kierownictwa ABW. Bulwersujące jest to, że zachowania takie akceptuje premier rządu.
Przypomnijmy, iż ta wypowiedź miała miejsce trzy dni po ujawnieniu przez ?Rzeczpospolitą? całej afery. Tymczasem premier po trzech dniach rozważań i analiz odkłada decyzję na później, zlecając, niczym prezes korporacji handlowej, ?audyt?. Krótko mówiąc, premier informuje opinię publiczną, że ABW jest i pozostanie bezkarna.
Matactwo
Szczegóły prawne tej sprawy muszą być z pewnością przedmiotem wnikliwej analizy. Ale już na obecnym etapie naszej wiedzy przestępczy charakter tych działań nie ulega wątpliwości, a wszelkie próby uchylenia się od takiej diagnozy noszą cechy matactwa. Ostatnie wypowiedzi premiera wskazują, że zarzut ten trzeba postawić także jemu. Premier bowiem nie wyznaczył ministra-koordynatora ds. służb specjalnych i choć minister Cichocki bywa tak nazywany, nie wyposażono go w niezbędne konstytucyjne uprawnienia. Oznacza to, że premier Tusk od listopada 2007 r. ponosi pełną odpowiedzialność za wszelkie działania służb specjalnych, co zresztą wielokrotnie osobiście publicznie podkreślał, wskazując, że sam wydaje im dyspozycje i nimi kieruje.
Twierdzenie w tej sytuacji, że nie wie, jak wygląda kwestia podsłuchów w Polsce, wobec jakich przestępstw i w jakich okolicznościach są stosowane oraz jaka jest ich ogólna liczba, jest równoznaczne z przyznaniem się do popełnienia przestępstwa z art. 231 par. 1, czyli niedopełnienia obowiązków konstytucyjnych ciążących na premierze. W tej szczególnej sytuacji mamy jednak do czynienia także ze świadomą próbą ochrony przestępczych działań ze strony kierownictwa ABW. Jeżeli bowiem po trzech dniach od ujawnienia informacji na temat tak bulwersujących wydarzeń premier nie uzyskał od służb wystarczającej wiedzy pozwalającej ocenić sytuację i ocenić wnioski, to znaczy, że albo to służby rządzą premierem i lekceważą wszelkie jego polecenia, albo jest też on od nich tak zależny, że musi tolerować i chronić ich działania.
Należy wreszcie postawić pytanie: jaki to mechanizm sprawił, że pełnomocnik ppłk. Jacka Mąki zwrócił się do sądu, a może do prokuratury, o udostępnienie na potrzebę procesu tych podsłuchów? Nie ma wątpliwości, iż pełnomocnik Mąki mógł posiąść tę wiedzę wyłącznie na skutek przestępstwa. Przecież wiedza o zarejestrowaniu tych rozmów i ich przestępczym przetrzymywaniu dostępna była policzalnej liczbie osób: tym, którzy o podsłuchu zadecydowali (prokuratura), tym, którzy go zlecili (ppłk Mąka) i tym, którzy go realizowali (podwładni Mąki). Wobec wszystkich tych osób powinno już dawno zostać wszczęte postępowanie, a oni sami zawieszeni w czynnościach lub ? w wypadku pełniących wysokie stanowiska ? zdymisjonowani. Ale premier Donald Tusk, choć bezpośrednio za tę sytuację jest odpowiedzialny, nie podejmuje żadnego z tych kroków, przeciwnie ? koncentruje swą uwagę na dziennikarzach i opinii publicznej, która niepotrzebnie według niego uzyskała dostęp do wiedzy o tym procederze.
Jak do tego mogło dojść?
Z pewnością jakieś znaczenie ma przeszłość samego Tuska i jego uwikłanie w interesy robione przez kierownictwo KLD na przełomie lat 80.i 90. Niewiele z tego przedostało się do opinii publicznej. Raport o likwidacji WSI przypomina postać Wiktora Kubiaka, którego firma Batax została wskazana przez wywiad wojskowy PRL do nielegalnego sprowadzania sprzętu elektronicznego dla sowieckiej zbrojeniówki. Chodziło o niebagatelną sumę 32 mln dolarów, na którą Grzegorz Żemek wystawiał akredytywy poprzez luksemburski Bank Handlowy.
Drugą znaną z raportu operacją Kubiaka było współzałożenie z ludźmi wywiadu wojskowego kasyna w Warszawie w 1989 r. To tam właśnie powstawała mafia, spotykali się tacy ludzie, jak Kuna, Żagiel, ?Słowik?, ?Baranina? i inni. Potem Kubiak zasłynął jako sponsor KLD, musicalu ?Metro? i biznesmen przejmujący kolejne warszawskie teatry.
Przypomnijmy też działalność Tuska w Komisji Likwidacyjnej RSW Prasa Książka Ruch, którą raport NIK obarczył odpowiedzialnością za wielomilionowe nieprawidłowości. A wreszcie wskazać należy na aktywność Donalda Tuska w spółce wydającej ?Gazetę Gdańską? na początku lat 90. Ważne też są spotkania i rozmowy Tuska z Markiem Dochnalem odnotowane w jego kalendarzu.
Cień ?nocnej zmiany?
Ale nie te kwestie wydają mi się najważniejsze dla oceny dzisiejszego zachowania Donalda Tuska, choć z pewnością swoista przychylność dla środowisk tzw. biznesu wywodzi się z tradycji KLD. Myślę, że szczególny stosunek do służb specjalnych może mieć swoje korzenie w udziale Tuska w ?Nocnej zmianie?, czyli w obaleniu rządu Jana Olszewskiego i w próbie zablokowania lustracji w 1992 r. Ówczesny zamach, w którym dzisiejszy premier uczestniczył, to moment przełomowy, uwalniający ludzi SB i sowieckiej wojskówki od strachu przed poniesieniem odpowiedzialności za zbrodnie przeszłości. Tusk i współautorzy ?Nocnej zmiany? dali im swoistą gwarancję bezkarności. To od tego momentu tacy ludzie jak Gromosław Czempiński, Henryk Jasik, Wiktor Fąfara, Bolesław Izydorczyk, Konstanty Malejczyk, Kazimierz Głowacki, a także dziesiątki i setki ich podwładnych stali się faktycznymi decydentami w polskiej polityce wewnętrznej i w gospodarce.
Bondaryk i afera marszałkowa
Takie zależności nie ustają i mają swoje długotrwałe konsekwencje, nawet jeżeli między partnerami dochodzi do sporów. Zapewne dlatego od początku rządów Platformy w 2007 r. zupełnie szczególną pozycję uzyskał Krzysztof Bondaryk, polityk PO związany ze służbami specjalnymi od początku lat 90., a równocześnie zaufany człowiek wielkiego biznesu, który wyrósł z FOZZ i służb specjalnych.
Ale w historii Bondaryka jako szefa ABW jest jeszcze jedna, tajemnicza sprawa, która dla jego dzisiejszej pracy ma zasadnicze znaczenie. Chodzi o udział w prowokacji przeciwko Komisji Weryfikacyjnej jesienią 2007 r. Szczegóły tej operacji wciąż osłonięte są tajemnicą. Wiadomo jednak z pewnością, że Bondaryk brał udział w naradzie z Bronisławem Komorowskim, podczas której podjęto decyzje o całej operacji, i że to on osobiście po naradzie przewiózł byłego żołnierza WSW Leszka Tobiasza do ABW.
Dzisiaj jest już oczywiste i przyznaje to nawet prokuratura, że w Komisji Weryfikacyjnej nie było żadnej korupcji ani wycieku Aneksu. Materiały, które zebrano, obciążają ludzi tak ?wiarygodnych? jak były żołnierz WSW i WSI Aleksander Lichocki, awansowany finansowo na początku lat 90. przez Bronisława Komorowskiego.
Szkolony przez KGB Lichocki został wskazany w Raporcie WSI jako jeden z ludzi organizujących dywersję wobec niepodległościowych partii politycznych na początku lat 90. Czy komuś takiemu można było uwierzyć, że ma wpływy w Komisji Weryfikacyjnej? Oczywiście, nie. Był za to wymarzonym człowiekiem do zorganizowania prowokacji przeciwko Komisji, bo cała jego przeszłość do tego go predestynowała. Ta prowokacja leży u podstaw dzisiejszej struktury personalnej i siły politycznej służb specjalnych, a ludzie ją realizujący właśnie dlatego są bezkarni. Ale też to ta prowokacja łączy trwałym węzłem sojusz Tuska z Komorowskim, który dziś stabilizuje sytuację w PO.
Antoni Macierewicz