Szef rządu nie zamierza kajać się za wyjazd na narty w Dolomity, który zbiegł się z wybuchem gazowej wojny Rosji z Ukrainą.
„Miałem współpracowników, na których mogłem polegać” – odparł Donald Tusk, bagatelizując zarzuty PiS, że nie zadbał odpowiednio o interesy państw. „Jestem względnie nowoczesnym człowiekiem, pracuję mniej za pomocą fotela, pieczątki i atramentu, a częściej przy pomocy maila, komputera oraz telefonu. W tym czasie naprawdę nie było jakiegokolwiek problemu z tego tytułu, że nie siedziałem tutaj, w Alejach Ujazdowskich” – powiedział premier.
Tak Tusk odniósł się do zarzutów PiS, który ostro krytykował go za to, że wypoczywa na nartach, zamiast wrócić do kraju i zaangażować się w rozwiązanie gazowego konfliktu między Moskwą a Kijowem. „Kiedy obejmowałem funkcję premiera, uprzedzałem, że w czasie każdego roku będę korzystał z urlopu wypoczynkowego: tydzień zimą i tydzień późnym latem i nie zmienię tej decyzji” – podkreślił Tusk.
Dodał, że gdy konflikt gazowy przybrał niepokojący obrót i pojawiła się potrzeba podjęcia inicjatywy międzynarodowej, natychmiast przerwał urlop i udał się do Bratysławy na spotkanie Grupy Wyszehradzkiej.
***
Ciekawe, czym tak Tusk się zmęczył, bo pracą raczej nie. A skoro tak chce wypoczywać, to mam radę: urlop ciągły z Palikotem w jednym pokoju. A Polakom sprawienie najlepszego odpoczynku: zniknięcia z ekranów telewizorów raz na zawsze.
PK