Gdy Instytut Pamięci Narodowej został bezpardonowo zaatakowany za ujawnienie prawdy o Lechu Wałęsie w książce Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, rozpoczęliśmy akcję zbierania podpisów pod apelem w obronie Instytutu. Nasz tygodnik zawsze uważał dekomunizację i lustrację – polityczną i majątkową – za jedyną szansę zbudowania w pełni suwerennego państwa.
To, jak dalece polska gospodarka i polityka zostały opanowane przez służby specjalne i tajnych współpracowników, pokazują zasoby IPN oraz opublikowana część raportu z weryfikacji WSI. W ciągu ostatnich kilkunastu lat ten układ ogarnął swoimi mackami życie publiczne, wypychając poza jego ramy wszystkich myślących niezgodnie z kanonami “poprawności politycznej”. Przełomem stały się rządy PiS – kraj zaczęto oczyszczać z agenturalnej skamieliny. Gdy jednak wybory wygrała PO wszystko wróciło do punktu wyjścia. W rezultacie w dniach kolejnej rocznicy Sierpnia 1980 r. front obrony agentury zaatakował ponownie. Za pretekst posłużyło niewpisanie przez IPN Lecha Wałęsy do katalogu osób prześladowanych w PRL. Sprawa odgrzana, bo sprzed roku, zaś Wałęsa, który w istocie z esbeckiej smyczy się nie zerwał – co poświadcza jego zachowanie podczas nocy teczek w 1992 r. oraz co jakiś czas ponawiane wezwanie do obalenia rządów PiS – jako posiadający teczkę w katalogu nie mógł się znaleźć.
Dla antylustratorów taki powód wszczynania wojen z IPN jest wprost wymarzony. I dlatego wokół tajnego współpracownika “Bolka” uprawia się kult jednostki jako wobec osoby rzekomo poszkodowanej przez złych lustratorów, ofiary oplutej i zaszczutej. Tymczasem wystarczy posłuchać agresywnego języka używanego przez tę “ofiarę”, by zobaczyć, kto kogo opluwa: – Wszystkie razem Kurtyki, Kaczyńscy, Wyszkowscy mają mniej walki i papierów przeciwko sobie niż ja (…). Tych paru ludzi w IPN – nie mówię, że wszyscy – Krzysztof Wyszkowski, Andrzej Zybertowicz, Andrzej Gwiazda – to nieudacznicy, zazdrośnicy i ich móżdżki nie są w stanie zrozumieć, że ktoś tak pięknie walczył. I dlatego po kostkach gryzą. Zawsze to było zakompleksione, odpychane, aż dorwało się przypadkiem do miejsca, gdzie może coś zrobić.
Do takich wypowiedzi dodać należy insynuacje i potwarze, np. stwierdzenie, że metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz współpracował z SB.
Obroną Wałęsy i atakiem na IPN popisał się w “Gazecie Wyborczej” Waldemar Kuczyński oburzony faktem, że na liście osób represjonowanych nie ma byłego przewodniczącego „S”, za to jest jego – jak się wyraził – główny opluwacz Krzysztof Wyszkowski i zarzucił pracownikom IPN, że mają uszkodzony wzrok historyczny.
Różnica jest jednak widoczna: Wyszkowski – w odróżnieniu od Wałęsy – ma czystą kartę i nikt nie może mu zarzucić kolaboracji z komunistami, podobnie jak Annie Walentynowicz, małżeństwu Gwiazdów i wielu innym mniej czy bardziej anonimowym działaczom pierwszej “Solidarności”.
Zresztą mniejsza o Wałęsę, którego tragiczna małość polega na tym, że daje się wykorzystywać w roli tarana frontu antylustracyjnego, trybuna ludowego do walki z “oszołomami”, “małpami z brzytwą”, “bydłem” z PiS i IPN.
Hasło “atak na Lecha jest atakiem na Polskę” Kuczyński i inni powtarzają aż do znudzenia, ale – jak się wydaje – na szczyt absurdu wzniósł się Mirosław Czech, który stwierdził, że nieumieszczenie Wałęsy jako osoby prześladowanej to złamanie konstytucji. Sprawdziłem – w ustawie zasadniczej o statusie Wałęsy nie ma ani słowa.
{sidebar id=4}
W istocie zatem chodzi tylko o to, by wysłać do diabła ekipę Kurtyki i zastąpić ją “jedynymi wiarygodnymi”, np. zausznikami wspomnianego Kuczyńskiego. Ten wielki działacz, według lewackich opracowań dotyczących podziemia lat 80., prezentuje jak najbardziej właściwą “linię”. Nawołuje, by zamieść pod dywan akta, gdyż są one nieskatalogowane i trudne do przekazania ludziom. Wzywa także do zamknięcia większości spraw związanych z tzw. zbrodnią komunistyczną, bo w 20 lat po obaleniu komunizmu są już [te sprawy] absurdalne. Jak widzimy, poglądy niemal identyczne z komuszymi, ale nie można oczekiwać innego tonu od reprezentanta środowiska, które jako Unia Demokratyczna najszerzej z tzw. formacji solidarnościowych było reprezentowane na tzw. liście Macierewicza. Dla przypomnienia – ludzi z PC (dziś także współtworzących PiS) na liście “zasobów archiwalnych” nie było.
W obronie komunistycznego dziedzictwa nie chodzi jednak tylko o słowne przepychanki i retorykę. Prostą konsekwencją jest przede wszystkim to, że pakiet ustaw deubekizacyjnych i lustracyjnych przygotowanych przez PiS, odbierających m.in. wysokie uposażenia emerytalne funkcjonariuszom SB, wciąż leży w sejmowej “zamrażarce” marszałka Komorowskiego. Platforma ma inne priorytety: paraliżowanie weryfikacji funkcjonariuszy WSI, fałszywe oskarżenia polityków niepodległościowych za ruszenie służb wojskowych, wreszcie uprawianie lokajskiej polityki wobec Unii Europejskiej (Niemcy) i rosyjskiej “Putinady”. Takie rządy są możliwe tylko w państwie opanowanym przez agenturę, dla którego IPN jest zagrożeniem. I stąd te ataki.
{sidebar id=4}
Wałęsa dziś grozi Kurtyce i jego ekipie: – Jutro przyjdą fachowcy, pooczyszczają to wszystko i ich wyrzucą do śmietnika. Co prawda poparcie społeczne dla IPN jest rekordowo wysokie i wynosi 79 proc. według raportu sporządzonego dla “Wiadomości”, jednak niezależnie od tego wojna o prawdę historyczną będzie trwać, dopóki materiały archiwalne IPN nie zostaną upublicznione. Musi to nastąpić jak najszybciej, niezależnie od tego, jak wielu bohaterów konspiry pospada z fałszywych piedestałów.
Piotr Jakucki
(tekst został opublikowany w bieżącym wydaniu tygodnika „Nasza Polska” z 3.09.2008)