Kazanie Biskupa Polowego WP wygłoszone w Bazylice św. Krzyża z okazji 90. Rocznicy Odzyskania Niepodległości
Dobrze, że jesteś, Ojczyzno
Wiara nie szuka rzeczy niemożliwych, ale stara się być użyteczna, służąc braciom i nie tracąc z oczu perspektywy Królestwa. Tajemnicą jej wielkości jest pokora: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy”. Wiara pokorna jest wiarą prawdziwą. A prawdziwa wiara, nawet tak mała „jak ziarno gorczycy”, może dokonać rzeczy niezwykłych.
Chrześcijanin wie, że spoczywa na nim – podobnie jak na innych obywatelach kraju – konkretna odpowiedzialność za los kraju i za wspólne dobro. Wiara przynagla zawsze do służby innym – współobywatelom postrzeganym jako bracia. Nie może być skutecznego świadectwa bez wiary głęboko przeżywanej, bez wiary zakorzenionej w Ewangelii i przenikniętej miłością do Boga i do bliźniego, za przykładem Jezusa Chrystusa. Dla każdego chrześcijanina świadczyć znaczy ukazywać innym wspaniałe dzieła miłości Bożej, budować razem z braćmi Królestwo, którego Kościół jest na ziemi „zalążkiem i zaczątkiem” (por. Lumen gentium, 5).
Od czasów Jezusa wiara i służba są nierozdzielnymi siostrami, to takie chrześcijańskie „dwa w jednym”. Święty Paweł, gorliwy sługa wiary jest świadomy, że służba ta nie jest łatwa, dlatego dodaje nam otuchy, gdy pisze: „weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga”.
Dziewięćdziesiąt lat temu opadły z Rzeczypospolitej kajdany niewoli. Tysiące emigrantów mogło powrócić do kraju. Miliony Polaków rozpoczęło odbudowywanie wspólnego domu podzielonego przez ościennych wrogów na trzy części. Uderzył o stropy świątyń szczery i potężny głos „Ciebie, Boga, wysławiamy”. Modlitwie towarzyszył wysiłek odbudowy i ogromny zapał, który scementował wszystkich: ziemian, inteligencję i chłopów. Wszyscy uświadamiali sobie fakt, że do wolności doszli pod przewodem dwóch wartości: patriotyzmu i religii. Za ducha mądrości dziękowali Bogu, że mimo napięć Polska liczyła się na arenie Europy.
Wolność wpisana była i jest w dusze Polaków.
Wolność dla Polaka to jak powietrze, to jak woda dla życia. Wolność to jak suknia, bez której Polak nie może się nikomu podobać.
Wolność to skarb, który należy okupić najwyższą ceną na ziemi – ceną życia.
Wolność to ewangeliczny talent darowany narodowi. Przyjdzie Pan i zapyta, co zrobiłeś z talentem?
„Są w życiu rzeczy ważniejsze niż samo życie” – to zdanie Józefa Piłsudskiego, formalnie dokończone, zawierało jednak w domyśle słowo i pojęcie dla niego najważniejsze: POLSKA. Albowiem wszystko, co w swym życiu czynił Piłsudski – czynił z myślą o Polsce, w szczególności zaś o jej wolności, niepodległości i wielkości.
Wielki realista, a zarazem mąż stanu nawiązujący do najwspanialszych strof poezji romantycznej – Mickiewicza i Słowackiego. Tak właśnie przewidział i przyjął wybuch I wojny światowej. To była przecież ta wojna, o której pisał Adam Mickiewicz w „Litanii Pielgrzymskiej”: „o wojnę powszechną prosimy Cię, Panie”. Tak jest – Polacy byli jedynym narodem w Europie rozdartym pomiędzy trzy mocarstwa. Polacy byli jedynym narodem, który miał się prawo cieszyć z wybuchu wojny światowej. Bowiem po raz pierwszy od 150 lat, a zwłaszcza od III rozbioru i utraty niepodległości Rzeczypospolitej, zaborcy rozpoczęli wojnę między sobą. Piłsudski rozumiał to jak nikt inny, że bez względu na wynik wojny będzie on korzystny dla sprawy niepodległości Polski i wolności Polaków.
Żadne z mocarstw europejskich, które rozpoczynały wojnę między sobą w lecie 1914 roku, nie było zainteresowane nie tylko odbudową niepodległego państwa polskiego, ale w ogóle poruszaniem sprawy polskiej. Nie chciały tego przede wszystkim trzy państwa zaborcze!
Od sierpnia 1914 do listopada 1918 roku Piłsudski z niesłychaną determinacją, a zarazem polityczną przenikliwością dążył do jednego celu: wywalczenia niepodległości Polski. Temu celowi podporządkowane było wszystko. Wspominał ten okres później: „Nie chciałem pozwolić, aby w czasie, gdy na żywym ciele naszej ojczyzny miano wyrąbywać mieczami nowe granice państw i narodów, samych Polaków przy tym brakowało. Nie chciałem dopuścić, by na szalach, na które miecze rzucono, zabrakło polskiej szabli”.
W okresie listopadowych narodowych wypominków pojawia się też pytanie o cenę niepodległości z roku 1918. Nikt nam jej przecież nie podarował.
Polska powstawała z naszej krwi, w krwawych bojach, dalekich od idyllicznych obrazków z oleodruków. „Bo wciąż na jawie widzę i co noc mi się śni, że ta, co nie zginęła, wyrośnie z naszej krwi”, pisał poeta Edward Słoński i on najlepiej rozumiał tę prawdę, bo poza tym, że był poetą, walczył o Polskę z bronią w ręku.
Polska powstawała wbrew zaprzaństwu, małostkowości i braku wiary u wielu rodaków. „Nie chcemy już od was uznania, ni waszych mów, ni waszych łez. Skończyły się dni kołatania do waszych kies, do waszych serc”. Te słowa, napisane także przez żołnierza, w najbardziej dramatycznym okresie, nie wzięły się znikąd. Polską niepodległość roku 1918 wyrąbali ludzie o wielkich sercach, wielkiej wierze, szanujący swoich przodków, którzy dla wolności umierali. „Walka o wolność, gdy się raz zaczyna, z ojca krwią spada dziedzictwem na syna”. Cytuję naszego wieszcza narodowego, bo te słowa w naszej historii sprawdziły się wielokrotnie.
Po objęciu urzędu Naczelnika Państwa Marszałek Józef Piłsudski rozpisał pierwsze w wolnej Polsce wybory powszechne do Sejmu Ustawodawczego. Otwierając trzy miesiące później jego obrady, sprecyzował sytuację Polski, która znalazła się pomiędzy swą dawną historią a aktualną geopolityką po 11 listopada 1918 roku: „Radość dnia dzisiejszego byłaby stokroć większą, gdyby nie troska, że zbieracie się w chwili niezwykle ciężkiej. Po długiej, nieszczęsnej wojnie świat cały, a z nim i Polska, czekają z tęsknotą upragnionego pokoju. Tęsknota ta w Polsce dziś ziścić się nie może. Synowie Ojczyzny muszą iść, by bronić granic i zabezpieczyć Polsce swobodny rozwój.
Sąsiedzi nasi, z którymi pragnęlibyśmy żyć w pokoju i zgodzie, nie chcą zapomnieć o wiekowej słabości Polski, która tak długo stała otworem dla najazdów i była ofiarą narzucania jej obcej woli przemocą i siłą. Nie chcemy mieszać się do życia wewnętrznego któregokolwiek z naszych sąsiadów, lecz pozwolić nie możemy, by pod jakimkolwiek bądź pozorem, chociażby pod pozorem rzekomego dobrodziejstwa, naruszano nasze prawo do samodzielnego życia.
Nie oddamy ani piędzi ziemi polskiej i nie pozwolimy, by uszczuplano granice, do których mamy prawo”.
W listopadowe dni 1918 roku przyszła Polska w Imię Pana. I tamta Polska, II Rzeczpospolita, potrafiła docenić i być wdzięczna tym, którzy o jej wolność zabiegali. Podziękowała Kościołowi za trwanie, modlitwę, ewangeliczny siew
wolności i za otwieranie ludzkich serc dla Chrystusa, za polskość.
Do hymnu „Boże, coś Polskę” dołączono dwie następne zwrotki:
Powstała z grobu na Twe władne słowo
Polska, wolności narodów chorąży.
Pierzchnęły straże i znów nad jej głową
Z pęt uwolniony orzeł biały krąży.
Boże Najświętszy, przez Chrystusa rany
Świeć wiekuiście nad braćmi zmarłymi
I przywróć pokój w życiu im zabrany,
Przyjmij ofiary synów polskiej ziemi.
Polskość to niekoniecznie skutek urodzenia się na polskiej ziemi, nawet niekoniecznie z polskich rodziców. To nade wszystko poczucie wspólnoty z tymi, którzy mówią, myślą i kochają po polsku. To zakorzenienie we wspólnej przeszłości i gotowość wzięcia pełnej odpowiedzialności za naszą teraźniejszość i przyszłość.
W Starym Testamencie wśród spraw, które służyły zachowaniu integralności narodu, były wspólna wiara, tradycja, język i historia sięgająca najdalszych pokoleń. Ale była też instytucja lat jubileuszowych mająca znaczenie tyleż religijne, co społeczno-ekonomiczne. Mniej więcej co 50 lat, czyli co pokolenie, ziemia i inne nieruchomości – niezależnie od ciążących na nich długów – wracały do ich pierwotnych właścicieli lub spadkobierców. Dzięki temu miało nie być ludzi wydziedziczonych. Minimum własności i współuczestnictwa rozumiano jako konieczny warunek tego, by każdy Izraelita traktował Ziemię Obiecaną jak swoją, bo miał w niej swoją cząstkę. Na tym zasadzał się patriotyzm.
Już wtedy wiedziano, że nie da się stworzyć jednego narodu z ludzi ekonomicznie wydziedziczonych, programowo wyobcowanych ze wspólnej religii, kultury i dziedzictwa. Bo człowiek wyłączony ze wspólnoty nie czuje się za nią odpowiedzialny i siłą rzeczy nie będzie jej współtwórcą. Potwierdza to również nasza niedawna historia. Wolność Ojczyzny zbyt często była wyłączną sprawą elit. Gdy te były słabe – przegrywaliśmy wszystko. Tę bolesną prawdę obnażał szczególnie Stefan Żeromski, patriota wolnej Rzeczypospolitej.
Dzisiaj boję się o Polskę – pisze ks. Henryk Zieliński w felietonie „Recepta na patriotyzm” („Idziemy” 45/2008, s.3). Choć jesteśmy w największym sojuszu militarnym na świecie, to wielu Polaków czuje się wyłączonych ze wspólnego dziedzictwa. Rozwarstwienie między zarabiającymi najwięcej i zarabiającymi najmniej jest u nas trzynastokrotne. Największe w całej Unii Europejskiej! Dostęp do skarbca narodowej kultury zaczyna być zarezerwowany dla elit. Przez ciągłe „wojny na górze” (nie tylko o europejskie przepustki i miejsca w samolocie) polityka staje się niezrozumiała dla normalnego człowieka, zaś nihilistyczna propaganda rozbija wspólnotę wiary Polaków.
Gdzie tu miejsce na naród? Tam, gdzie ludzie będą mieć współuczestnictwo we wszystkim, co polskie. To chyba najlepsza recepta na patriotyzm.
Czasem podziwiamy Amerykanów za ich patriotyzm, za ich chlubienie się narodowymi symbolami, za ich przekonanie, że wszystko, co amerykańskie, jest najlepsze i najszlachetniejsze. Oni patriotyzmu uczyli się na słowach J. F. Kennedy’ego: „nie pytaj co kraj zrobił dla ciebie, lecz co ty zrobiłeś dla kraju”.
Po odzyskaniu przez naszą Ojczyznę wolności z komunistycznego jarzma, największy z rodu Polaków – Ojciec Święty Jan Paweł II apelował o to, byśmy my, Polacy, stawali się ludźmi sumienia. Papież, dziś Sługa Boży mówił, że dobrze, iż również od strony politycznej weszliśmy do wspólnoty narodów europejskich, z której jako naród nigdy nie odchodziliśmy. Nie możemy jednak znowu – jak napisał nasz wieszcz narodowy, Juliusz Słowacki – być tych narodów „pawiem i papugą”. Mamy wobec nich zadanie, byśmy pomagali zarówno sobie, jak i innym narodom zrozumieć korzenie ich ojczyzn. Zadanie przypominania Europie o jej własnych korzeniach – zwłaszcza teraz, gdy zdaje się o tych korzeniach zapominać.
Tak niedawno, bo dwa lata temu, stojąc na polskiej ziemi, następca Jana Pawła II, Benedykt XVI, wołał do nas, Polaków: „proszę was, byście odważnie składali świadectwo Ewangelii przed dzisiejszym światem, niosąc nadzieję ubogim, cierpiącym, opuszczonym, zrozpaczonym, łaknącym wolności, prawdy i pokoju; proszę was, byście czyniąc dobro bliźniemu i troszcząc się o dobro wspólne, świadczyli, że Bóg jest miłością; proszę was w końcu, byście skarbem wiary dzielili się z innymi narodami Europy i świata, również przez pamięć o waszym Rodaku, który jako Następca św. Piotra czynił to z niezwykłą mocą i skutecznością”. To też jest patriotyzm. Nie wąski szowinizm, który zamyka się w świecie własnego „ja”, niszcząc wszystko, co „nie-swoje”, ale twórczy głęboki patriotyzm, który dlatego właśnie, że zna wartość przekazanego mu przez przodków dziedzictwa, potrafi uszanować i wzbogacać dziedzictwo świata, tak, jak czynił to Włodkowic, Kopernik, Sobieski, Pułaski czy Kościuszko, a w naszych czasach Jan Paweł II.
Powiedz, miła Ojczyzno, wytęskniona i nasza
– czyżeś jedynie frazes i slogan i mit?
Za tę miłość kaleką jak Cię, miła, przepraszać –
za ten zmierzch szary, za szary świt?
Powiedz, miła Ojczyzno, czemu tak zwykle bywa,
w imię czego na luksus wątpliwy nas stać?
– że co boli, uwiera,
zamiatamy pod dywan,
żeby potem po gębach
bez wstydu się prać.
(K. Rozner, Dobrze, że jesteś, Ojczyzno)
Powiedz, miła Ojczyzno, wytęskniona i nasza – czyżeś jedynie frazes i slogan i mit?
+ Tadeusz Płoski
Biskup Polowy Wojska Polskiego
Warszawa, 11 listopada 2008 roku