Przywiędłe i gnuśne, choć ciągle „dostojne”
Zastępy „Gazety” ruszyły na wojnę.
Gdy ktoś im zakrzyknął: źle w kraju się dzieje!
Gdy książek zbyt dużo lud nadto szaleje!
Nie pisać! Nie czytać! Bo żądza to dzika,
By czytać i pisać bez zgody Michnika.
Nie trzeba tu książek o naszym Nobliście!
Nie trzeba… I każdy się wpisał na liście.
Spaliliby chętnie te księgi niechciane
Spaliliby, chociaż niewydrukowane.
Autorytety medialne nie cieszą się z upowszechnienia umiejętności czytania wśród polskiego ludu. Można nawet odnieść wrażenie, że dopatrują się w tym poważnych zagrożeń dla naszego kraju, a pewnie i całej Europy… Co aktualnie zagraża „młodej polskiej demokracji”?
Przede wszystkim książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, którą w niedługim czasie wydać ma Instytut Pamięci Narodowej.
List „autorytetów” oskarża historyków z IPN o fałszowanie historii! Sam fakt jednoznacznego zrecenzowania książki jeszcze przed jej opublikowaniem dowodzi geniuszu autorów listu.
Zresztą nie tylko to. Swoim wyrafinowanym pismem intelektualiści próbują upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Nie tylko sprzeciwiają się publikacji dokumentów historycznych dotyczących Lecha Wałęsy, ale próbują też wziąć pod swe opiekuńcze skrzydełka… generała Wojciecha Jaruzelskiego!
Niewiarygodne? No to przeczytajmy, co napisali najwięksi z największych…
„Instytucja, która miała służyć narodowej pamięci, zamierza teraz podjąć działanie niszczące tę pamięć: archiwa komunistycznych służb bezpieczeństwa mają stać się instrumentem przekreślenia wizerunku i autorytetu robotniczego przywódcy „Solidarności”, laureata pokojowej nagrody Nobla oraz pierwszego prezydenta znowu niepodległej Polski.”
Trudno podejrzewać, aby przedstawiciele „elity intelektualnej” naszego kraju nie zdawali sobie sprawy ze znaczenia własnych słów…
Dlaczego, oprócz „wizerunku i autorytetu” Lecha Wałęsy, bronią też Wojciecha Jaruzelskiego? Minęło już blisko 20 lat, a oni pozostali wierni ustaleniom „okrągłego stołu”? To właśnie głosom „autorytetów” generał Jaruzelski zawdzięczał wybór (przez parlament, w pookrągłostoowej Polsce!) na stanowisko prezydenta…
Czy w związku z tego typu epizodami (?) można się dziwić, że najwięksi medialni intelektualiści stają w obronie nie tylko „postępu i demokracji”, ale i analfabetyzmu?